czwartek, 31 marca 2016

Świadectwo Roberta cz 2

    Jakoś po szkole średniej, nie pamiętam, jak to się stało, bynajmniej zacząłem na powrót myśleć o Bogu. Być może moja natura, która jednak jest inna od tego tzw. normalnego człowieka, wywoływała dyskomfort psychiczny, że to nie jest to, że źle się czuję w takim środowisku. Stąd zapewne poszukiwanie innego stylu życia i zwrócenie się na powrót w stronę Boga. Bardzo szybko osiągnąłem moją nadal mało świadomą jeszcze wiarę, jednak tym razem zacząłem odczuwać bliskość z Bogiem i moc płynącą z tej bliskości. To było wspaniałe uczucie. Niestety, po krótkim czasie — z braku świadomej wiary i wiedzy — popadłem w pychę. Myślałem, że skoro odczuwam taką bliskość z Bogiem i jestem przepełniony tą Mocą, to nic mi już złego nie grozi. W końcu jest ze mną sam Bóg. Zacząłem więc pysznić się przed szatanem, że teraz nic mi już nie może zrobić, że może mi „naskoczyć” mówiąc po młodzieżowemu. Wtedy nie wiedziałem, że nic tak nie razi Boga jak pycha człowieka. Na reakcję nie czekałem długo. Po kilku tygodniach rozpoczął się najciemniejszy okres w moim życiu, który trwał około sześciu, siedmiu lat. Zaraz zostałem pozbawiony bliskości z Bogiem, a do dzieła zabrał się szatan. Nie wdając się w szczegóły, mówiąc ogólnie, bardzo wiele złego wydarzyło się w moim życiu i często doznawałem zła od ludzi lub sytuacji w sposób seryjny, jedno po drugim. Nazwałem te okresy „atakami zła”. 

poniedziałek, 28 marca 2016

Świadectwo Roberta cz 1

    Pochodzę z rodziny, w której korzystanie z pomocy Pana Boga nie jest czymś niezwykłym. Jest to naturalne zachowanie w trudnych chwilach. Szczególną taką umiejętność posiada moja mama, która często korzysta z tej formy pomocy w pracach codziennych. Ja staram się nie fatygować Boga do takich błahych spraw. Kiedy nie udaje się coś mojej mamie, a straci już cierpliwość, wtedy prosi Pana Boga o pomoc, czego sam byłem wielokrotnie świadkiem. Jeden z takich przypadków pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy drzwi do naszej piwnicy chroniła felerna kłódka, którą otwierać to skaranie boskie. Klucz dawał się przekręcić tylko w jemu znanym ustawieniu i zawsze trzeba było się wiele nakręcić, aby trafić w ten punkt. Po kilku więc minutach prób i nerwów zniecierpliwiona mama prosi w końcu Boga o pomoc i klucz za pierwszym razem daje się przekręcić. Zdarzenie może samo w sobie mało niezwykłe i zawsze można je wytłumaczyć na inne sposoby, jednak takich „zbiegów okoliczności” moja mama ma bardzo dużo. Co ciekawe, za każdym razem otrzymuje pomoc natychmiast, a nie po chwili, więc te „zbiegi okoliczności” są bardzo konkretne. Ten typ zachowania mama przekazuje teraz swoim wnuczkom. Jedna z nich dwa razy już donosiła, iż rzeczywiście, kiedy poprosiła Pana Boga o pomoc, pomógł jej. Taka może rodzina..., bo jak dotąd nie słyszałem od innych ludzi, aby mieli coś takiego, choć nie wykluczam.

niedziela, 27 marca 2016

Koronka do Przemienienia Pańskiego


O Jezu, który będąc Bogiem, z miłości ku nam stałeś się człowiekiem, by nas zbawić, przemień zimne nasze serca, byśmy zawsze trwali w miłości ku Tobie. 
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

O Jezu, który przemieniłeś się na górze Tabor, by umocnić w Apostołach wiarę w Twoje Bóstwo, tak pomnóż w nas wiarę, byśmy w niej żyli i w niej umierali. 
Chwała Ojcu...

O Jezu, który w czasie Ostatniej Wieczerzy przemieniłeś chleb i wino w Ciało i Krew Twoją Przenajświętszą, tak nas przemień, byśmy pragnęli często i godnie przyjmować Ciebie w Komunii Św. 
Chwała Ojcu...

O Jezu, który w czasie swojej Męki modliłeś się za nieprzyjaciół, tak przemień nasze serca, byśmy krzyże znosili cierpliwie, a wszystkie krzywdy chętnie przebaczali. 
Chwała Ojcu...

O Jezu, uwielbiony po swym Zmartwychwstaniu, racz wysłuchać próśb naszych i przemień wszystkie utrapienia nasze w zbawienne radości, zgodnie z wolą Twoją Przenajświętszą. 
Chwała Ojcu... 

sobota, 26 marca 2016

Modlitwa uwielbienia Pana Boga

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny, Stwórco Nieba i ziemi i całego wszechświata.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu.

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny w Twojej Mądrości i Twojej Potędze.
Chwała Ojcu...

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny w Twojej Miłości, Twojej Dobroci i wielkim Miłosierdziu. 
Chwała Ojcu...

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny w Twoich Aniołach i Twoich Świętych. 
Chwała Ojcu...

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny we wszystkich istotach żywych, które stworzyłeś. 
Chwała Ojcu...

Bądź uwielbiony Ojcze Przedwieczny we wszystkich dziełach Rąk Twoich.
Chwała Ojcu...

Dziękujemy Ci Ojcze Przedwieczny za Twoją Miłość i Miłosierdzie.
Chwała Ojcu...

Dlaczego Pan Bóg nie okazuje mi swojej łaski

Pan Bóg


    W życiu naszym przeżywamy różne okresy, czasem nam się powodzi, to znów wszystko zaczyna się sypać... Zadajemy sobie wtedy pytanie: „Dlaczego tak musi być?”. Osoby wierzące próbują zrozumieć swoją sytuację w odniesieniu do Pana Boga: Czy Bóg się na nich gniewa? Jeżeli tak, to za co? Osoby niezbyt mocno ugruntowane w wierze mogą czuć się rozczarowane lub oszukane. Uczucia te wzmagają się jeszcze, gdy przyzwyczailiśmy się do tej pory używać łaski Bożej w sposób nieskrępowany, kiedy hojnie wspomagał nas i wspierał w każdej sytuacji życiowej. W którymś momencie nagle kończy się szczodrość Boga, a my zachodzimy w głowę, co się stało? Czy to nasza wina? Co my takiego zrobili, że Bóg wstrzymał swoją łaskę?

     Znalezienie właściwej odpowiedzi jest dosyć proste pod warunkiem, że posiadamy rozbudowaną samoświadomość i doświadczenie w drodze duchowej. Istnieją trzy główne powody zmiany łaskawości Boga względem nas. Są one następujące:
  • złe zachowanie lub trwanie w grzechu,
  • niewłaściwa postawa duchowa,
  • test wiary.
     Scharakteryzujmy sobie teraz poszczególne powody:


1. Złe zachowanie lub trwanie w grzechu


     Jak łatwo się domyślić jest to najczęstszy powód, jakiego możemy się zazwyczaj spodziewać. Nasze złe zachowanie i trwanie w grzechu odpycha od nas Pana Boga, w związku z czym, nie angażuje się w nasze życie tak, jakby chciał. Swoją postawą pokazujemy, że nie kochamy Go i nie zależy nam na zbliżaniu się do Niego. Gdyby nam zależało, zadbalibyśmy o swoją bezgrzeszność. Warto się zawsze zastanowić nad sobą, swoim zachowaniem, czy przypadkiem nie mamy niczego na sumieniu. Dosyć często zachowujemy się niewłaściwie w sposób zupełnie nieuświadomiony. Dopiero później, po przeanalizowaniu i zastanowieniu się stwierdzamy, że jednak nie było to właściwe zachowanie.

     Dobrym zwyczajem jest przeprowadzać sobie taką analizę codziennie, na zakończenie dnia. Wystarczy dosłownie kilka minut... Zastanówmy się, czy wszystko zrobiliśmy dzisiaj, jak należy, czy w naszym zachowaniu nie było żadnego błędu, żadnego uchybienia. Jeżeli było, wyciągnijmy z tego naukę na przyszłość, zastanówmy się na spokojnie, jak powinno wyglądać nasze właściwe zachowanie. Następnym razem będziemy już uważać w podobnej sytuacji i zachowamy się właściwie.

     Rozwój duchowy niejako wymusza na nas praktykę przedstawioną powyżej, dlatego też nie czekajmy na Pana Boga, aż straci cierpliwość i upomni nas poprzez zesłanie niepowodzeń, czy wstrzymanie łaski, ale badajmy się i zastanawiajmy, co jeszcze moglibyśmy zrobić, aby się poprawić lub zbliżyć do Pana Boga.


2. Niewłaściwa postawa duchowa


     Wcale nie musimy w danej chwili zawinić poprzez niewłaściwe zachowanie, aby Pan Bóg wstrzymał dla nas łaskę. Równie dobrze może nie spodobać się Mu nasza postawa duchowa. Nie jest to już tak proste do rozpoznania, jak w pierwszym przypadku, ale przy głębszym spojrzeniu w siebie możemy bez problemu dojść do źródła problemu. Do najczęstszych przyczyn należą:


- Roszczeniowość


     Jeżeli ktoś chce tylko brać i nic nie dawać w zamian, to nie jest to właściwa postawa. Oczekując od Boga wsparcia i łaski, sami także musimy coś od siebie dać. Najlepsze co człowiek może w zamian dać Bogu to miłość, uwaga i dobre zachowanie.


- Niewdzięczność


     Jeżeli w relacjach międzyludzkich dobrym zwyczajem jest dziękowanie komuś za okazaną pomoc, o ile bardziej należałoby podziękować Bogu za spełnienie naszej prośby czy okazaną łaskę. Wielu osobom nie przyjdzie nawet do głowy, że należy Panu Bogu podziękować. Postawa taka świadczy o niskim poziomie rozwoju duchowego.


- Wymuszanie swojej woli


     Niektórzy ludzie są zbyt ociemniali przez swoje żądze czy pragnienia i w swoich prośbach kierowanych do Boga zachowują się jak rozkapryszone, natrętne dzieci. Przestali reagować na rzeczywistość i cali zamknęli się w swoim żądaniu: Oni chcą i koniec. Będą tak jęczeć i nagabywać licząc na spełnienie ich woli. Typowym przykładem takiej błędnej postawy jest prośba: „Daj mi wygrać w totolotka”.

     Jeżeli nasze usilne prośby nie są zgodne z wolą Boga lub Jego planem względem nas, to wtedy Pan Bóg może się „zdenerwować”. Poprzez wstrzymanie swej łaski pokazuje, że nie podoba Mu się nasza prośba.


3. Test wiary


     Test wiary, jakiemu Pan Bóg nas poddaje, występuje najrzadziej z tych trzech, jakie przedstawiliśmy. Poprzez wstrzymanie swej łaski Pan Bóg sprawdza, jak w tej sytuacji zachowa się człowiek. Czy nadal będzie Go kochał i wielbił? To żadna dla nas chwała, kiedy wychwalamy Boga wtedy, kiedy nam się w życiu powodzi. Prawdziwą miłość i wiarę możemy okazać dopiero wtedy, gdy nie będziemy korzystać z łaskawości Boga, kiedy w cierpieniu i przeciwnościach losu nie zapomnimy o Bogu, a nasza miłość do Niego nie zmniejszy się.

     Jeżeli w poprzednim okresie Bóg szczególnie mocno obsypywał nas łaskami i spełniał zaraz każdą prośbę, a teraz milczy jak zaklęty, nie reagując na nasze wołania w żaden sposób, możemy być pewni, że właśnie przechodzimy przez taki test wiary. Występuje on zawsze na początku drogi duchowej (chrześcijańskiej) i naszego zbliżania się do Pana Boga.

     Pan Bóg obsypuje w nadmiarze takiego człowieka po to, aby ten „zakosztował” Boga. Gdy już rozsmakuje się w Bogu, musi człowiek zacząć doskonalić się i rozwijać duchowo, bo w tym stanie, w jakim jest, nie przedstawia dużej wartości. Stąd też ten egzamin z wiary. Jeżeli człowiek przejdzie go pomyślnie, będzie mógł rozpocząć się kolejny duchowy etap.

     Aby nie pozostawiać Czytelnika w niedomówieniu, na zakończenie podajemy właściwe rozwiązanie powyższego testu wiary: Należy zaprzestać dążyć do tych łask, które były naszym udziałem, bo ten czas już nie wróci. Całą uwagę należy skupić na Panu Bogu, jako najważniejszym naszym celu. Musimy zrozumieć nasze dotychczasowe łakomstwo duchowe i zrozumieć, że były one dla nas ważniejsze niż sam Bóg. Póki tego nie zrozumiemy, nie przejdziemy do następnego etapu.






Polecane artykuły:


piątek, 25 marca 2016

Co daje wiara w Boga

bóg


     Wielu ludzi ma do Pana Boga stosunek neutralny lub obojętny, zastanawiają się, jaka jest różnica pomiędzy tymi, którzy mocno wierzą w Boga a tymi, którzy nie wierzą... Przecież niezależnie od poziomu wiary, każdy człowiek przechodzi przez ten sam proces od narodzin aż po śmierć. Każdy podlega tym samym prawom w tej rzeczywistości, jaka go otacza. Niezależnie od tego, jakie ktoś ma przekonania, to i tak wszystko jest takie samo dla każdego: mocno wierzący może być tak samo biedny lub bogaty jak niewierzący, czy tak samo szczęśliwy lub nieszczęśliwy jak niewierzący... Zastanawiają się, dlaczego te dwie grupy ludzi nieustannie walczą ze sobą, próbując udowodnić swoje racje, przeciągnąć na swoją stronę lub przekonać do zmiany zdania.

     Nie będę się tutaj rozpisywał, podając teoretyczne informacje, bo te można sobie samemu znaleźć w książkach lub w internecie. Podam tylko swoje doświadczenia z Bogiem.

     Otóż, od kiedy przekonałem się, że Bóg istnieje i zacząłem świadomie zbliżać się do Niego, moje życie ZNACZNIE się polepszyło, także finansowo, choć akurat nie należy się tym sugerować, bo zazwyczaj Pan Bóg i bogactwo nie idą w parze.

     Najwięcej korzyści i najwięcej radości otrzymałem w formie duchowej. Jest to taki power, że człowiekowi niczego więcej już nie trzeba. Lekką ręką wyzbyłem się swego dotychczasowego, przyziemnego życia, bo w porównaniu z łaskami i słodkościami duchowymi, których Bóg mi użycza, ziemskie przyjemności i radości mało co znaczą. Jest to nieustanna Moc, która we mnie tkwi, a która nie zanika tak szybko, jak ziemskie przyjemności. 

czwartek, 24 marca 2016

Św. Jan Boży

święci
Św. Jan Boży (1495- 1550)
    Urodził się 8 marca 1495 roku w portugalskim Montemoro Novo, w rodzinie ubogich i bogobojnych chłopów, zajmujących się wypasem owiec. Ciekawostką jest, że święty urodził się i zmarł tego samego dnia, 8 marca.

     Pewnego dnia w domu jego rodziców zatrzymał się pewien kaznodzieja, który przy wieczerzy bardzo barwnie opowiadał o swoich wędrówkach. Następnego ranka przyszły święty, wiedziony chęcią poznania świata, w wieku ośmiu lat opuszcza potajemnie rodzinny dom razem z nieznajomym. Być może na jego decyzję wpłynął klimat tamtej epoki- przecież trzy lata wcześniej Krzysztof Kolumb odkrył dopiero Amerykę. Rodzice poszukiwali syna, lecz daremnie. Kilka miesięcy później jego matka zmarła z rozpaczy i tęsknoty, a ojciec porzuciwszy rolę, wstąpił do zakonu franciszkanów. 

     Po 20 dniach marszu chłopiec nie dał rady dalej iść, więc tajemniczy nieznajomy zostawił chłopca w hiszpańskim mieście Oropresa, powierzając go rodzinie hrabiowskiego rządcy. Przybrana rodzina pokochała chłopca i dbała o jego rozwój duchowy. Tu spędził dużą część swego życia. Mały Jan pomagał, wypasając owce, do dwudziestego roku życia. Był ogólnie lubiany i ceniony. Przybrani rodzice tak się z nim zżyli, że chcieli uczynić go swym spadkobiercą i oddać córkę jedynaczkę za żonę.

     Kiedy jednak król Karol V Habsburg ogłosił wojnę z Francją, Jan zaciągnął się do armii. Żołnierskie życie przytłumiło w młodzieńcu wyniesione z domu uczucia religijne. Zdziczał i oddał się rozpuście. Został wyrzucony z wojska za niedopilnowanie składu splądrowanych łupów wojennych. Po trzydziestu latach wraca w rodzinne strony i dowiaduje się o losie rodziców. Wstrząsa to nim do głębi. Z wielką skruchą odbywa spowiedź z całego życia i udaje się z pielgrzymką do Compostelli na grób św. Jakuba Apostoła. Pchany religijną żarliwością udaje się następnie do Afryki, do Ceuty, portugalskiej twierdzy leżącej naprzeciw Gibraltaru, gdzie spotkał portugalskiego szlachcica, wygnanego z żoną i czterema synami na Ceutę i zgodził się zostać ich służącym. Przez jakiś czas pracą swych rąk utrzymywał nie tylko siebie, ale i rodzinę swojego pana, gdy ten stracił wszystkie środki do życia, ciężko pracując przy budowie miejskich umocnień. Jednocześnie próbuje ewangelizować arabów. Jednakże nie przynosi to spodziewanych efektów. Spowiednik dla jego własnego dobra nakazał mu powrót do Hiszpanii.

     Św. Jan udał się więc do Granady i tam otworzył sklepik z książkami religijnymi i inną budującą literaturą. W uroczystość św. Sebastiana był w kościele na kazaniu św. Jana z Avila. Słowa hiszpańskiego kaznodziei do głębi go przejęły. Poczuł w sobie ogromną przemianę. Jeszcze tego samego dnia, powróciwszy do domu, rozdał cały swój majątek biednym i udał się na plac, gdzie bił się w piersi i wołał głośno, błagając Boga o przebaczenie, tarzając się w błocie i rwąc włosy z głowy. Ludzie myśląc, że to obłąkany wyzywali go i obrzucali błotem oraz kamieniami. W końcu zaciągnęli go do zakładu dla umysłowo chorych, gdzie przebywał w zamknięciu siedem miesięcy. Tam zetknął się z nieludzkimi sposobami traktowania chorych. Zastosowano bowiem wobec niego zwykłą w tamtych czasach terapię, czyli przykuto łańcuchem do ściany w ciemnym i wilgotnym lochu i bito do utraty przytomności. Doznane cierpienia sprawiły, że dojrzewała w nim decyzja o założeniu własnego szpitala, w którym chorzy byliby godnie traktowani, oraz naśladowania Pana Jezusa i poświęcenia bliźniemu swego własnego życia. Poprosił świętego Jana z Avila, aby został jego duchowym przewodnikiem.

    Po wyjściu z domu dla obłąkanych św. Jan rozpoczyna pracę w szpitalu miejskim, lecz w tej placówce musi tolerować wiele nadużyć. W końcu nie wytrzymuje i za wyżebrane pieniądze kupuje dom, a w nim ustanawia własny szpital z 46 łóżkami dla chorych. Dba w nim zarówno o zdrowie ciała, jak i ducha pacjentów. Pielęgniarki i lekarze pomagali mu w opiece nad chorymi. Robili to za darmo. Codziennie wychodził z wielkim koszem na plecach i zbierał jałmużnę dla swoich podopiecznych od miejscowych handlarzy. A ponieważ to nie wystarczało, żebrał wśród bogatszych mieszkańców Granady. Prosił o pomoc także kapłanów, aby leczyć zarówno dusze, jak i ciała swoich podopiecznych. Wtedy św. Jan postanowił rozszerzyć działalność i otworzył schronisko dla bezdomnych.

     Dba również o kobiety i dziewczęta upadłe. Prosi je o zmianę trybu życia. Starał się o uczciwe zabezpieczenie ich losu, by nie musiały utrzymywać się z nierządu. Staruszki i samotne wdowy polecał poszczególnym rodzinom pod opiekę. Niemniej czuły był także na los sierot, których wówczas nie brakowało, powierzając je rodzinom, które zapewniały im pewny los. Dowód wyjątkowego oddania chorym dał Jan Boży w połowie 1549 r., kiedy w Szpitalu Królewskim w Granadzie wybuchł groźny pożar. Liczni świadkowie widzieli, jak Jan wielokrotnie wchodził do płonącego budynku i wynosił stamtąd chorych, którzy nie mogli się wydostać o własnych siłach. Później uratował jeszcze część sprzętów. 
 
     Ostatecznie nie ogień, lecz woda doprowadziła Jana Bożego do kresu ziemskiej wędrówki. Chciał on uratować chłopca, który tonął w wezbranych nurtach rzeki. Skok do lodowatej rzeki przypłacił ciężką chorobą. Zanim ostatecznie legł w łóżku, zdążył jeszcze złożyć wizytę wszystkim ludziom, którzy wsparli jego dzieło i którym był coś winien. Chciał, aby po jego śmierci dokładnie wiedziano, komu trzeba spłacić długi. Czując zbliżającą się śmierć, poprosił współbraci, aby pozostawili go w samotności. Umarł podczas modlitwy, w pozycji klęczącej, w której przebywał około sześciu godzin po śmierci. Na jego pogrzeb przybyły tłumy ludzi, a trumnę nieśli przedstawiciele szlachetnych rodów. Ciało złożono w bocznej kaplicy kościoła Matki Bożej Zwycięskiej, gdzie niebawem wydarzyło się wiele cudów.


Wróć do zakładki Opowieści o świętych.






Polecane artykuły:


środa, 23 marca 2016

Św. Bazyli Wielki

święci
Św. Bazyli Wielki (329 – 379)
   Urodził się w Cezarei Kapadockiej (obecnie w Turcji) w rodzinie znakomitej, zamożnej i głęboko religijnej, czego dowodem jest fakt, że z tej rodziny pochodziło aż siedmiu świętych: babka Bazylego- św. Makryna Starsza, rodzice, św. Emmelia (Emilia) i św. Bazyli, jego bracia - święty Grzegorz z Nyssy i święty Piotr z Sebasty, oraz jego siostra- św. Makryna. Jest to wyjątkowy fakt w dziejach Kościoła. 

    Ojciec św. Bazylego był retorem i prowadził własną szkołę, więc początkowo do niej posyłał syna. Później wyjechał Bazyli na studia do Konstantynopola, a następnie do Aten, gdzie spotkał św. Grzegorza z Nazjanzu, z którym się zaprzyjaźnił. Nauczyciele i uczniowie Aten dokładali wielkich starań, aby Bazyli pozostał u nich, gdyż bardzo cenili jego wiedzę i mądrość; on jednak sądząc, że usługi swe winien poświęcić ojczyźnie, powrócił do Cezarei i założył szkołę wymowy, występując przy tym niekiedy w sprawach prawnych jako adwokat. 
 
     Chrzest przyjął w wieku 28 lat, gdyż taki był wówczas zwyczaj, aby chrzest przyjmowano w wieku dorosłym, w pełni rozeznania obowiązków chrześcijańskich. Po przyjęciu chrztu wybrał się w podróż do Egiptu, Palestyny i Syrii, odwiedzając przy tej sposobności najsławniejszych pustelników, aby nauczyć się od nich prawdziwej ewangelicznej mądrości. 
 
     Przemieniwszy się w nowego człowieka, rozdzielił po powrocie swój majątek między ubogich i podążył na puszczę, gdzie matka jego i siostra z kilku dziewicami z dala od świata wiodły życie ascetyczne w klasztorze na wzór egipskich mnichów. Niedługo potem zebrało się około niego kilku pustelników, między nimi i przyjaciel św. Grzegorz z Nazjanu, aby trawić czas na pokucie i rozmyślaniach. Cztery lata spędził Bazyli w tym zaciszu, po czym powołany został przez biskupa Dianiusza w rodzinne strony, gdzie otrzymał urząd lektora. W dwa lata później został wyświęcony na kapłana. Częstym tematem jego kazań była miłość, która powinna owocować miłosiernymi czynami, zwłaszcza względem ubogich. Zachęcał, by bogaci pozostawiali sobie to, co konieczne jest do życia, a resztę majątku przekazywali biednym i potrzebującym. Porywającą wymową zwalczał arianów, czyli zwolenników herezji Ariusza negującego bóstwo Chrystusa, oraz wzmacniał wiernych wyznawców siłą własnego przykładu i pociągał ku sobie serca wszystkich łagodnością i hojnością jałmużny. Gdy bowiem w roku 367 i 368 zapanował srogi głód, Bazyli porozdzielał chętnym sercem pomiędzy głodnych bliźnich cały majątek odziedziczony po matce i wszystkie własne dochody.

     Po objęciu urzędu arcybiskupa Cezarei, w pałacu arcybiskupim żył jak najuboższy zakonnik, a znaczne dochody obracał na kształcenie kapłanów, budowę szkół i olbrzymiego, w całym ówczesnym świecie sławnego szpitala dla ubogich, chorych i sierot, bez względu na religię; w szpitalu tym znajdowały się również szkoły i warsztaty. Jako arcybiskup wykazał talent wielkiego męża stanu i wyróżnił się jako doskonały administrator i duszpasterz, dbający troskliwie o dobro swojej owczarni.

    Wszystkie te uczynki ściągnęły na Bazylego nienawiść cesarza Walensa, heretyka arianina. Najpierw posłał do Bazylego prefekta Modesta. Ten nakłaniał Bazylego do łagodności względem arianów, a gdy święty opierał się namowom, zagroził mu gniewem cesarza. Bazyli odpowiedział ze spokojem: "Gniewu cesarza nie obawiam się, albowiem pojąć nie mogę, czym by mnie mógł dotknąć; jeżeli mnie pozbawi biskupich dochodów, to tych nie mam dla siebie; moją wyłączną własnością jest tylko kilka książek i kawał razowego chleba, wreszcie kilka szmat dla mego niegodnego ciała, na co się cesarz pewnie nie złakomi. Jeżeli mnie zechce wypędzić, toć cały świat jest dla mnie miejscem wygnania, bo tylko Niebo uważam za przyszłą moją ojczyznę. Tortur się nie obawiam, albowiem ciało me jest tak wątłe i słabe, iż pierwsze już ciosy śmierć mi zadadzą. Jeśli mnie zechce zabić to i owszem, bo tym sposobem prędzej dostanę się do Boga, któremu jedynie chcę służyć; powiedz zatem cesarzowi, że się go nie obawiam". Modest zdziwiony odparł: "Tak odważnie jeszcze nikt do mnie nie przemawiał". Rzekł na to Bazyli: "W takim razie widocznie nie miałeś jeszcze do czynienia z biskupem katolickim". Cesarz Walens przybył zatem sam do Cezarei, lecz spokój i wzniosła powaga arcybiskupa tak mu zaimponowały, że porzucił złe zamiary, z jakimi przyjechał. Arianie jednak tak długo podszczuwali go kłamstwem i oszczerstwem, aż cesarz uległ i skazał Bazylego na wygnanie. W chwili kiedy podpisywał wyrok, zachorował mu śmiertelnie syn. Cesarzowa twierdziła, że to kara Boska za wyrok przeciw Bazylemu, kazał więc przywołać biskupa do łoża syna. Bazyli rzekł: "Syn twój żyć będzie, jeśli go dasz ochrzcić w religii katolickiej". Walens święcie przyrzekł tego dopełnić i jego syn zaraz wyzdrowiał, gdy jednak potem przyrzeczenia nie dotrzymał i syna dał ochrzcić biskupowi heretykowi, nowochrzczeniec umarł. Arianie, korzystając ze smutku cesarza, wmawiali weń, iż jedynym winowajcą śmierci jego syna jest Bazyli. Cesarz dał się obałamucić i wydał wyrok powtórny, skazujący Bazylego na wygnanie. Kiedy jednak miał ów wyrok podpisać, złamały mu się w ręku trzy pióra; zażądał czwartego, gdy wtem ręka strasznie mu drżeć poczęła. Poznał, iż w tej sprawie działa wyższa potęga, wtedy pełen przestrachu przedarł pismo i pozostawił biskupa w spokoju.

     Bazyli, wycieńczony postami, pracą i cierpieniami, żył już niedługo. Umarł dnia 1 stycznia 379 roku, mając zaledwie 50 lat. Trumnę jego otaczało ze sto tysięcy ludzi wszelkich wyznań i narodowości, chrześcijan, żydów, pogan, a wszyscy wołali w wielkim żalu: "Ojciec nasz nie żyje!". Cały świat chrześcijański w uznaniu jego zasług i czynów dał mu przydomek "Wielkiego", a Kościół święty uczcił go za jego pisma nazwą "Doktora Kościoła świętego".


Wróć do zakładki Opowieści o świętych.





Polecane artykuły:


Reklama

Wspomóż mnie lub zostań moim patronem już od 5 zł - sprawdź szczegóły