Dla
Czyżowej widok dwóch kobiet idących wolno chodnikiem od razu
wzbudził podejrzenie. Ich ogromne, czarne torebki jednoznacznie
mówiły, co zawierają i w jakim celu przychodzą obie kobiety.
Wyraziła to tylko krótkim stwierdzeniem: „O, pewnie znowu idą
nawracać”. Jej słowa pozostały bez echa wśród rozmówców.
Spojrzeli tylko z ukosa na przechodzące obok kobiety i odprowadzili
je wzrokiem do drzwi klatki schodowej. Czyżowa odezwała się
ponownie:
–
Niech nie myślą, że wejdą do naszej klatki – zaśmiała się
nerwowo. - U nas nikt z nimi nie rozmawia.
–
Do naszej też nikt ich nie wpuszcza – odezwała się sąsiadka z
drugiej klatki.
–
A jednak ktoś je wpuścił- zaśmiał się cynicznie Czyżowy.
–
No, masz! - krzyknęła małżonka – Ciekawe kto je wpuścił? Że
też wstydu nie mają...
Przez
jakiś czas Czyżowa wpatrywała się raz w drzwi, raz w okna, jakby
czekała, aż ktoś pojawi się w nich i krzyknie: „Tak, to ja! Ja
je wpuściłem!” Nikt się jednak nie pojawił. W końcu grupka
sąsiadów powróciła do przerwanej rozmowy, ale ta nie "kleiła"
się już. Co rusz, któryś z rozmówców wścibsko spoglądał
miejsce, w którym zniknęły Świadkowie Jehowy. Zamiast nich
pojawiła się Wiola. Jej pełne wigoru kilkunastoletnie ciało
szybko posuwało się po chodniku. Jak tylko Czyżowa zauważyła
nastolatkę, krzyknęła:
–
Wpuszczaliście kogoś?!
–
My? Nie.
–
Ale byli u was kociuchy?
–
No, ale zaraz poszli.
–
Nie wpuściliście ich – zaśmiała się.
–
Nie.
–
No i bardzo dobrze – zaśmiała się po raz drugi, tym razem o
wiele głośniej niż poprzednio.