Franciszek
z Asyżu coraz jaśniej rozumiał, że wezwanie do odbudowy Kościoła
odnosiło się nie do kościołów materialnych, ale do Kościoła
żywego, jako kapłaństwa i wiernych. Franciszka nie opuszcza też
myśl o głoszeniu Jezusa tam, gdzie jeszcze nigdy o Nim nie słyszeli
i pragnienie męczeństwa. W owych latach Europa katolicka żyła
wyprawami krzyżowymi do Ziemi Świętej. Również i Franciszek
zapalił się, aby nawiedzić ziemię Pana Jezusa i by nawracać
mahometan. Wyrusza więc w drogę morską na Bliski Wschód i
nawiedza święte miejsca Palestyny. Wysyła też braci na misje- na
wschód i do Afryki. Pielgrzymka do Miejsc Świętych wywarła na
Franciszku niezatarte wrażenie. Pozostając pod jej wpływem,
postanowił w czasie jednej ze swoich misyjnych wędrówek, w noc
Bożego Narodzenia w grocie skalnej urządzić szopkę. Do stajenki,
w której pewien gospodarz miał osiołka i wołu, zaniósł niemowlę
gospodarza i położył je w żłobie. Odczytał braciom tekst z
Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa, wśród łez wygłosił homilię
o tej tajemnicy, a na zakończenie odśpiewano hymn kościelny na
Boże Narodzenie. Tak to powstały „żłóbki” i „jasełka”.
Chciał w ten sposób naocznie ukazać wielką miłość Chrystusa do
człowieka, ubóstwo, w jakim się narodził i uniżenie, jakiego
doznał, rodząc się w otoczeniu bydląt.
Zbyt
surowy tryb życia musiał jednak odbić się na zdrowiu św.
Franciszka. W ostatnich dwóch latach zaczęły go dręczyć coraz
dotkliwiej cierpienia fizyczne oraz zaczął też miewać doznania
mistyczne. Dążył do jak najściślejszego zjednoczenia z Jezusem.
Z ogromną boleścią duszy rozpamiętywał cierpienia Chrystusa w
czasie procesu i na krzyżu. Gorzko płakał nad męką Zbawiciela, a
widząc, że ludzie poprzez grzech lekceważą miłość, jaką ich
Bóg obdarzył, wołał, że Miłość nie jest miłowana. Chrystus
ukrzyżowany odwdzięczył mu się za tę jego gorącą miłość. W
lecie 1224 roku na Górze Alwerni ukazał mu się Chrystus w postaci
serafina na krzyżu i odbił na ciele Franciszka swoje najświętsze
rany. Miał je na rękach, stopach z wyraźnymi śladami po
gwoździach, oraz z boku. W ten sposób Franciszek został
zewnętrznie upodobniony do cierpiącego Chrystusa. Jest to pierwszy
wypadek w dziejach Kościoła stwierdzonych historycznie stygmatów.
Krwawiły one i zadawały świętemu wielki ból. On wszakże czuł
się bardzo zawstydzony wskutek tego niezwykłego wyróżnienia. Po
otrzymaniu stygmatów Franciszek czuł się tak osłabiony, że
musiał zaprzestać swoich pieszych wędrówek apostolskich. Męczył
się też przez długi czas z bolesną chorobą oczu, której nabawił
się na Wschodzie.
Umarł,
ze słowami Psalmu 141 na ustach położony -na własne życzenie- na
gołej ziemi w wieku około 45 lat. Była sobota, dzień Matki Bożej.
Pogrzeb odbył się następnego dnia. Bracia ułożyli ciało
Świętego tak, jakby był rozpięty na krzyżu, co na zebranym
tłumie uczyniło ogromne wrażenie. W czasie wszczętego przez
Grzegorza IX procesu kanonizacyjnego wysłuchano świadectw
uzdrowionych za przyczyną Franciszka osób. W dwa lata po jego
śmierci, czyli bardzo szybko jak na proces kanonizacyjny, został
ogłoszony świętym.
< Część 1 2/2
- O czym Pan Bóg rozmawia ze świętymi
- Pragnienie Boga, jako podstawa bliskości z Panem Bogiem
- Moje ożywianie modlitw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz