poniedziałek, 23 maja 2016

Moje ożywianie modlitw cz 1

Modlitwa Pańska


     Najbardziej powszechną modlitwą chrześcijańską jest modlitwa „Ojcze nasz”, więc i w moim przypadku nie może być inaczej. Od dziecka — z przerwami ma okres ateizmu — stosowałem ją dwa razy dziennie: na rozpoczęcie dnia i na jego zakończenie. Poziom mojej świadomości i zaangażowania był taki jak u wielu katolików, czyli na zasadzie odtworzenia formułki. Innej metody nie znałem.

modlitwy


Modlitwa w pogłębionej duchowości


     Wszystko zmieniło się z chwilą wstąpienia na drogę rozwoju duchowego. Jednym z elementów tej drogi jest wyciszenie, skupienie i samoświadomość. Kiedy więc zacząłem zastanawiać się nad tym, co robię i co mówię (jak, chociażby właśnie w modlitwie), pojawiły się zgrzyty świadomości. To, co do tej pory było niezauważalne, pomijalne, teraz zaczęło razić...

     Pierwszym zgrzytem świadomości przy modlitwie „Ojcze nasz” była jej forma, czyli liczba mnoga: „Ojcze nasz...”, „odpuść nam nasze winy...”, „chleba naszego...”. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego mówię w liczbie mnogiej, skoro odmawiam modlitwę sam. Modlę się przecież sam, za siebie, nie za innych i nie razem z innymi. Liczba mnoga jest tutaj nielogiczna. Zmieniłem ją zatem na liczbę pojedynczą: „Ojcze mój...”, „odpuść mi moje winy...”, „chleba mojego...”. I wiecie, co się stało? Cała modlitwa nabrała zaraz mocy. Czułem ją wyraźnie, czułem ten bliski kontakt z Bogiem. Słowa modlitwy stały się moimi słowami.

     Kiedy używamy liczby mnogiej, niejako rozrzedzamy naszą uwagę na większą grupę bliżej niezidentyfikowanych ludzi. Zmieniając formę na bezpośrednią, świadomość zupełnie inaczej do tego podchodzi. Nie ma gdzie się ukryć. Jest tylko ona i Bóg. Stąd też musi się zaangażować, co dobrze widoczne jest w sferze emocjonalnej, kiedy na przykład podczas mówienia „odpuść mi moje winy”, reaguje ona czasem bardzo żywo, uwalniając spod powiek łzy. Tu jest cała tajemnica modlitwy: jej słowa muszą stać się naszymi (prawdziwymi i szczerymi) słowami. Trudno to uzyskać chowając się pośród bezimiennego tłumu. Jeżeli zależy nam na bliskości z Panem Bogiem, stawajmy przed Nim twarzą w twarz, na indywidualnej, osobistej modlitwie.

Czy można zmienić słowa modlitwy


     Ktoś może zapytać, czy można w ten sposób ingerować w słowa modlitwy, zwłaszcza że przekazał ją nam sam Pan Jezus. Odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze, modlitwa powinna być autentyczna. Jeżeli mamy modlić się słowami, których nie rozumiemy lub nie przyjmujemy jako swoje, jeżeli nie płyną one z głębi serca, to cała modlitwa na nic nam się zda. Nie chodzi przecież o zaliczenie, odhaczenie pewnego punktu programu, tylko o bliską rozmowę z Bogiem. O wiele ważniejsze są nasze intencje i uczucia niż martwe słowa regułki.

     Odpowiedź druga dotyczy zarzutu bezpośredniego: Gdyby Pan Jezus chciał, abyśmy używali liczby pojedynczej, to w takiej formie by ją nam przekazał. Skoro użył liczby mnogiej, znaczy, że miał w tym jakiś cel. Tutaj przydaje się znajomość Pisma Świętego, w którym modlitwa ta jest zapisana (Mt. 6,9-13). Otóż Jezus wypowiada te słowa podczas tzw. Kazania na Górze, kiedy to zebranym tłumom rozjaśnia zawiłości prawdziwej wiary. Najpierw skomentował i wyjaśnił przykazania dekalogu, a następnie ostrzegł zebranych, aby podczas modlitwy nie używali wielu niepotrzebnych słów. Aby pokazać, jaką formę powinna mieć właściwa modlitwa, podaje jej przykład. Przykład ten znany jest dzisiaj jako Modlitwa Pańska, czyli „Ojcze nasz”. Zwracając się do zebranych, używa więc liczby mnogiej, stąd też tuż przed podaniem przykładu modlitwy mówi tak: „Wy zatem tak się módlcie:” (Mt. 6,8). Nie ma więc w tym nic dziwnego. Nie oznacza to jednak, że Pan Jezus chce, abyśmy, modląc się w pojedynkę, używali liczby mnogiej. Jest to przecież bez sensu.

    Ludzki umysł potrafi każdą, nawet najmniejszą prawdę podzielić na czworo i tworzyć jakieś własne filozofie i uzasadnienia. Prawda jest jednak taka, że modlitwa „Ojcze nasz” jest tylko przykładem, jak powinna wyglądać modlitwa. Stąd też Pan Jezus nie tłumaczył zebranym, jak taka modlitwa powinna wyglądać w różnych okolicznościach. W ten sposób przechodzimy do drugiego zgrzytu mojej świadomości.

Świadoma modlitwa


     Ślepe i bezmyślne powtarzanie słów modlitwy do niczego dobrego doprowadzić nie może. Przekonałem się o tym nie długo po tym, jak zmieniłem formę modlitwy na indywidualną. Moja koncepcja modlitwy w tym czasie była zwyczajowa, czyli odmawiałem modlitwę rano, na rozpoczęcie dnia i wieczorem, na jego zakończenie. Przedstawicielem tej koncepcji są słowa: „chleba mojego powszedniego, daj m dzisiaj”. Jest to bardzo ważna prośba, lecz nie będę się nad nią tutaj zatrzymywał. Zgrzyt świadomości nastąpił w momencie, kiedy wieczorem, tuż przed spaniem, powtarzałem te słowa: „Chleba mojego powszedniego daj mi dzisiaj”. Jak dzisiaj?! Przecież dzisiaj już się skończyło! Co ja gadam?

     Nie będę opisywał całej drogi do wypracowania sensowniejszego rozwiązania. Przedstawię tylko główne założenia. Przede wszystkim źle świadczy o naszej świadomości, kiedy wieczorem, przed spaniem prosimy Pana Boga o to, aby nam dzisiaj sprzyjał. Dzień przecież już się skończył. Rano ta prośba jest bardzo ważna, ale wieczorem, bez sensu.

     Źle o nas świadczy także fakt, że tylko o coś prosimy Pana Boga: „Daj mi chleba”, „odpuść winy”, „uchroń od złego” itd. Są to ważne elementy modlitwy, ale budują w nas postawę roszczeniową, czasami do tego stopnia, że niektórym nawet nie przyjdzie do głowy, że za otrzymane łaski należy Panu Bogu podziękować. Ja akurat miałem zadanie ułatwione, ponieważ przychylność Pana Boga była tak widoczna (w tym okresie spełniał prawie wszystkie moje prośby, często wręcz natychmiastowo), że nie sposób było, za każdą z nich, nie podziękować. W ten sposób, ten fragment wieczornej modlitwy zmieniłem na „za chleb mój powszedni dzisiaj, dziękuję”. Skoro rano modlę się o to, abym miał co jeść, to wieczorem dziękuję za to, że miałem co jeść. Jak ważna jest to sprawa (może najważniejsza w ziemskim życiu) może zrozumieć tylko ten, kto był głodny, ktoś, kto od kilku dni nie miał co jeść. Na nic wtedy samochody, biżuteria, sława, władza... Tym bardziej odważnym proponuję, aby wykonali taki eksperyment duchowy i przez kilka dni nic nie jedli. Ich spojrzenie na życie wnet się przewartościuje. Sprowadzenie swojego życia do jego najbardziej egzystencjalnego poziomu jest nie tylko oczyszczające, ale także turbo doładowaniem dla naszej rozwijającej się dopiero duchowości. Dopiero wtedy zrozumiemy, jak ważna jest to prośba.

Pokora w modlitwie


     Kolejny, tym razem o wiele mniejszy zgrzyt był wywołany przez ten sam fragment co poprzednio, czyli prośby: „chleba mojego powszedniego daj mi dzisiaj”. Bardzo mnie to raziło. Co to znaczy "daj"? To takie roszczeniowe... Szybko dopasowałem ten fragment do swojej duchowości i wrażliwości, dodając jedno małe, ale jakże ważne słowo "proszę": „Chleba mojego powszedniego proszę, daj mi dzisiaj”. Dopiero teraz jest to w pełni pokorna prośba wobec mojego boskiego Ojca. Wyrażam nią, nie tylko swoje poddanie się woli bożej, ale także przyjmuję postawę pokory, którą Pan Bóg bardzo ceni i zawsze premiuje.







Polecane artykuły:


3 komentarze:

  1. Ciekawa refleksja z tym "nasz" - zamienione na "mój" czyni modlitwę , którą rzeczywiscie wielu ludzi wypowiada bezrefleksyjnie = bez wiary, bardziej osobistą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Bardzo ciekawy wpis.

    OdpowiedzUsuń

Reklama

Wspomóż mnie lub zostań moim patronem już od 5 zł - sprawdź szczegóły