Pochodzę
z rodziny, w której korzystanie z pomocy Pana Boga nie jest czymś
niezwykłym. Jest to naturalne zachowanie w trudnych chwilach.
Szczególną taką umiejętność posiada moja mama, która często
korzysta z tej formy pomocy w pracach codziennych. Ja staram się nie
fatygować Boga do takich błahych spraw. Kiedy nie udaje się coś
mojej mamie, a straci już cierpliwość, wtedy prosi Pana Boga o
pomoc, czego sam byłem wielokrotnie świadkiem. Jeden z takich
przypadków pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy drzwi do naszej
piwnicy chroniła felerna kłódka, którą otwierać to skaranie
boskie. Klucz dawał się przekręcić tylko w jemu znanym
ustawieniu i zawsze trzeba było się wiele nakręcić, aby trafić w
ten punkt. Po kilku więc minutach prób i nerwów zniecierpliwiona
mama prosi w końcu Boga o pomoc i klucz za pierwszym razem daje się
przekręcić. Zdarzenie może samo w sobie mało niezwykłe i zawsze
można je wytłumaczyć na inne sposoby, jednak takich „zbiegów
okoliczności” moja mama ma bardzo dużo. Co ciekawe, za każdym
razem otrzymuje pomoc natychmiast, a nie po chwili, więc te „zbiegi
okoliczności” są bardzo konkretne. Ten typ zachowania mama
przekazuje teraz swoim wnuczkom. Jedna z nich dwa razy już donosiła,
iż rzeczywiście, kiedy poprosiła Pana Boga o pomoc, pomógł jej.
Taka może rodzina..., bo jak dotąd nie słyszałem od innych ludzi,
aby mieli coś takiego, choć nie wykluczam.
Tyle
na temat mojej rodziny, niezbyt zresztą — o dziwo — pobożnej.
Moje świadectwo — jak całe moje życie i ja — jest bardzo
poplątane. Nie brakuje w nim wzlotów i upadków. Najpierw była
nauka, fascynacja wiedzą, oraz — nieco później — nieświadoma
jeszcze, ale mocno zaangażowana wiara w Boga. Tak było gdzieś do
połowy szkoły podstawowej. Potem, w okresie dojrzewania, troszeczkę
może po rozmowach ze Świadkami Jehowy była całkowita negacja nie
tylko nauki Kościoła katolickiego, ale także Pisma Świętego, w
którym nie brakuje sprzeczności i trudnych interpretacyjnie miejsc,
a co za tym idzie odwrócenie się od Boga i zostanie młodym
ateistą. To pewnie z tego okresu pochodzi moja, prawie że obsesyjna
skłonność do sięgania i posługiwania się materiałami
źródłowymi i niepoleganiu tylko na tym, co ktoś (człowiek,
ksiądz) mówi. Taki stan ateizacji mojego życia trwał kilka lat.
Stałem się pod wpływem otoczenia prawie zwykłym, współczesnym
Polakiem, dla którego kombinacje i drobne złodziejstwo (wynoszenie
z pracy) to coś normalnego. Piszę „prawie”, ponieważ jakoś
nigdy alkohol nie podchodził mi, chociaż pochodzę z rodziny, w
której wielu miało, lub ma z nim problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz