Św.
Jan Boży (1495- 1550)
|
Urodził się 8 marca 1495 roku w portugalskim Montemoro Novo, w rodzinie ubogich i bogobojnych chłopów, zajmujących się wypasem owiec. Ciekawostką jest, że święty urodził się i zmarł tego samego dnia, 8 marca.
Pewnego dnia w domu jego rodziców zatrzymał się pewien kaznodzieja, który przy wieczerzy bardzo barwnie opowiadał o swoich wędrówkach. Następnego ranka przyszły święty, wiedziony chęcią poznania świata, w wieku ośmiu lat opuszcza potajemnie rodzinny dom razem z nieznajomym. Być może na jego decyzję wpłynął klimat tamtej epoki- przecież trzy lata wcześniej Krzysztof Kolumb odkrył dopiero Amerykę. Rodzice poszukiwali syna, lecz daremnie. Kilka miesięcy później jego matka zmarła z rozpaczy i tęsknoty, a ojciec porzuciwszy rolę, wstąpił do zakonu franciszkanów.
Pewnego dnia w domu jego rodziców zatrzymał się pewien kaznodzieja, który przy wieczerzy bardzo barwnie opowiadał o swoich wędrówkach. Następnego ranka przyszły święty, wiedziony chęcią poznania świata, w wieku ośmiu lat opuszcza potajemnie rodzinny dom razem z nieznajomym. Być może na jego decyzję wpłynął klimat tamtej epoki- przecież trzy lata wcześniej Krzysztof Kolumb odkrył dopiero Amerykę. Rodzice poszukiwali syna, lecz daremnie. Kilka miesięcy później jego matka zmarła z rozpaczy i tęsknoty, a ojciec porzuciwszy rolę, wstąpił do zakonu franciszkanów.
Po
20 dniach marszu chłopiec nie dał rady dalej iść, więc
tajemniczy nieznajomy zostawił chłopca w hiszpańskim mieście
Oropresa, powierzając go rodzinie hrabiowskiego rządcy. Przybrana
rodzina pokochała chłopca i dbała o jego rozwój duchowy. Tu
spędził dużą część swego życia. Mały Jan pomagał, wypasając
owce, do dwudziestego roku życia. Był ogólnie lubiany i ceniony.
Przybrani rodzice tak się z nim zżyli, że chcieli uczynić go swym
spadkobiercą i oddać córkę jedynaczkę za żonę.
Kiedy
jednak król Karol V Habsburg ogłosił wojnę z Francją, Jan
zaciągnął się do armii. Żołnierskie życie przytłumiło w
młodzieńcu wyniesione z domu uczucia religijne. Zdziczał i oddał
się rozpuście. Został wyrzucony z wojska za niedopilnowanie składu
splądrowanych łupów wojennych. Po trzydziestu latach wraca w
rodzinne strony i dowiaduje się o losie rodziców. Wstrząsa to nim
do głębi. Z wielką skruchą odbywa spowiedź z całego życia i
udaje się z pielgrzymką do Compostelli na grób św. Jakuba
Apostoła. Pchany religijną żarliwością udaje się następnie do
Afryki, do Ceuty, portugalskiej twierdzy leżącej naprzeciw
Gibraltaru, gdzie spotkał portugalskiego szlachcica, wygnanego z
żoną i czterema synami na Ceutę i zgodził się zostać ich
służącym. Przez jakiś czas pracą swych rąk utrzymywał nie
tylko siebie, ale i rodzinę swojego pana, gdy ten stracił wszystkie
środki do życia, ciężko pracując przy budowie miejskich
umocnień. Jednocześnie próbuje ewangelizować arabów. Jednakże
nie przynosi to spodziewanych efektów. Spowiednik dla jego własnego
dobra nakazał mu powrót do Hiszpanii.
Św.
Jan udał się więc do Granady i tam otworzył sklepik z książkami
religijnymi i inną budującą literaturą. W uroczystość św.
Sebastiana był w kościele na kazaniu św. Jana z Avila. Słowa
hiszpańskiego kaznodziei do głębi go przejęły. Poczuł w sobie
ogromną przemianę. Jeszcze tego samego dnia, powróciwszy do domu,
rozdał cały swój majątek biednym i udał się na plac, gdzie bił
się w piersi i wołał głośno, błagając Boga o przebaczenie,
tarzając się w błocie i rwąc włosy z głowy. Ludzie myśląc, że
to obłąkany wyzywali go i obrzucali błotem oraz kamieniami. W
końcu zaciągnęli go do zakładu dla umysłowo chorych, gdzie
przebywał w zamknięciu siedem miesięcy. Tam zetknął się z
nieludzkimi sposobami traktowania chorych. Zastosowano bowiem wobec
niego zwykłą w tamtych czasach terapię, czyli przykuto łańcuchem
do ściany w ciemnym i wilgotnym lochu i bito do utraty przytomności.
Doznane cierpienia sprawiły, że dojrzewała w nim decyzja o
założeniu własnego szpitala, w którym chorzy byliby godnie
traktowani, oraz naśladowania Pana Jezusa i poświęcenia bliźniemu
swego własnego życia. Poprosił świętego Jana z Avila, aby został
jego duchowym przewodnikiem.
Po
wyjściu z domu dla obłąkanych św. Jan rozpoczyna pracę w
szpitalu miejskim, lecz w tej placówce musi tolerować wiele
nadużyć. W końcu nie wytrzymuje i za wyżebrane pieniądze kupuje
dom, a w nim ustanawia własny szpital z 46 łóżkami dla chorych.
Dba w nim zarówno o zdrowie ciała, jak i ducha pacjentów.
Pielęgniarki i lekarze pomagali mu w opiece nad chorymi. Robili to
za darmo. Codziennie wychodził z wielkim koszem na plecach i zbierał
jałmużnę dla swoich podopiecznych od miejscowych handlarzy. A
ponieważ to nie wystarczało, żebrał wśród bogatszych
mieszkańców Granady. Prosił o pomoc także kapłanów, aby leczyć
zarówno dusze, jak i ciała swoich podopiecznych. Wtedy św. Jan
postanowił rozszerzyć działalność i otworzył schronisko dla
bezdomnych.
Dba
również o kobiety i dziewczęta upadłe. Prosi je o zmianę trybu
życia. Starał się o uczciwe zabezpieczenie ich losu, by nie
musiały utrzymywać się z nierządu. Staruszki i samotne wdowy
polecał poszczególnym rodzinom pod opiekę. Niemniej czuły był
także na los sierot, których wówczas nie brakowało, powierzając
je rodzinom, które zapewniały im pewny los. Dowód wyjątkowego
oddania chorym dał Jan Boży w połowie 1549 r., kiedy w Szpitalu
Królewskim w Granadzie wybuchł groźny pożar. Liczni świadkowie
widzieli, jak Jan wielokrotnie wchodził do płonącego budynku i
wynosił stamtąd chorych, którzy nie mogli się wydostać o
własnych siłach. Później uratował jeszcze część sprzętów.
Ostatecznie
nie ogień, lecz woda doprowadziła Jana Bożego do kresu ziemskiej
wędrówki. Chciał on uratować chłopca, który tonął w
wezbranych nurtach rzeki. Skok do lodowatej rzeki przypłacił ciężką
chorobą. Zanim ostatecznie legł w łóżku, zdążył jeszcze
złożyć wizytę wszystkim ludziom, którzy wsparli jego dzieło i
którym był coś winien. Chciał, aby po jego śmierci dokładnie
wiedziano, komu trzeba spłacić długi. Czując zbliżającą się
śmierć, poprosił współbraci, aby pozostawili go w samotności.
Umarł podczas modlitwy, w pozycji klęczącej, w której przebywał
około sześciu godzin po śmierci. Na jego pogrzeb przybyły tłumy
ludzi, a trumnę nieśli przedstawiciele szlachetnych rodów. Ciało
złożono w bocznej kaplicy kościoła Matki Bożej Zwycięskiej,
gdzie niebawem wydarzyło się wiele cudów.
Wróć do zakładki Opowieści o świętych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz