Dla
Czyżowej widok dwóch kobiet idących wolno chodnikiem od razu
wzbudził podejrzenie. Ich ogromne, czarne torebki jednoznacznie
mówiły, co zawierają i w jakim celu przychodzą obie kobiety.
Wyraziła to tylko krótkim stwierdzeniem: „O, pewnie znowu idą
nawracać”. Jej słowa pozostały bez echa wśród rozmówców.
Spojrzeli tylko z ukosa na przechodzące obok kobiety i odprowadzili
je wzrokiem do drzwi klatki schodowej. Czyżowa odezwała się
ponownie:
–
Niech nie myślą, że wejdą do naszej klatki – zaśmiała się
nerwowo. - U nas nikt z nimi nie rozmawia.
–
Do naszej też nikt ich nie wpuszcza – odezwała się sąsiadka z
drugiej klatki.
–
A jednak ktoś je wpuścił- zaśmiał się cynicznie Czyżowy.
–
No, masz! - krzyknęła małżonka – Ciekawe kto je wpuścił? Że
też wstydu nie mają...
Przez
jakiś czas Czyżowa wpatrywała się raz w drzwi, raz w okna, jakby
czekała, aż ktoś pojawi się w nich i krzyknie: „Tak, to ja! Ja
je wpuściłem!” Nikt się jednak nie pojawił. W końcu grupka
sąsiadów powróciła do przerwanej rozmowy, ale ta nie "kleiła"
się już. Co rusz, któryś z rozmówców wścibsko spoglądał
miejsce, w którym zniknęły Świadkowie Jehowy. Zamiast nich
pojawiła się Wiola. Jej pełne wigoru kilkunastoletnie ciało
szybko posuwało się po chodniku. Jak tylko Czyżowa zauważyła
nastolatkę, krzyknęła:
–
Wpuszczaliście kogoś?!
–
My? Nie.
–
Ale byli u was kociuchy?
–
No, ale zaraz poszli.
–
Nie wpuściliście ich – zaśmiała się.
–
Nie.
–
No i bardzo dobrze – zaśmiała się po raz drugi, tym razem o
wiele głośniej niż poprzednio.
Tyle
co Wiola zniknęła za zakrętem, wyszły z klatki znajome panie.
Nikt nie odezwał się ani słowem. Dopiero, jak przeszły odezwała
się Peciowa, która do tej pory była raczej biernym uczestnikiem
zdarzeń:
–
A do pracy...
Nie
powiedziała tego głośno, ale widocznie wystarczająco głośno,
ponieważ uwaga ta dotarła do adresatek.
Andrzej
obserwując całe zdarzenie z okna swojego pokoju, widział, jak
jedna z nich uśmiechając się pobłażliwie, najpierw spuściła
oczy, a potem zatrzymała się i obróciwszy się, odpowiedziała
bardzo uprzejmym głosem:
–
Tak się składa, że akurat pracuję. Mam na popołudnie.
–
Aha – zaśmiała się Czyżowa – A teraz na drugą zmianę?
Peciowa
i Czyżowy także się zaśmiali. Nieznajoma nic nie odpowiedziała,
tylko razem z koleżanką poszły dalej. Po krótkiej chwili jakby
dla usprawiedliwienia ponownie obróciła się i tym samym uprzejmym
tonem dodała:
–
Jezusa także prześladowali za życia.
Odpowiedź
ta wzbudziła jeszcze większą wesołość niż ta udzielona
wcześniej, ale kobiety
nie zareagowały już na nią, spokojnie odeszły w stronę drugiego
bloku.
Ja dokładnie to samo sobie myślę, ilekroć spotykam się z jakimś prześmiewczym zachowaniem wobec ŚJ; oni nie przyjmują tego jako znak, że robią jakieś głupie, dziwne czy niestosowne rzeczy- ale właśnie pocieszają się cytatem biblijnym, słowami Jezusa o przesladowaniu .
OdpowiedzUsuńOstatnio znów miałam okazję rozmawiać ze ŚJ; niechcacy w sumie, kolega mnie wrobił :) .... nie przepadam za tymi rozmowami, bo one nic nie wnoszą; ŚJ są nastawieni na monolog, nie dialog, ale można zrobić jedno: okazywać miłosć. Ich to najbardziej zdumiewa.
Zgadzam się z Tobą. Z ich strony to monolog, nie dopuszczają takiej możliwości, że mogą się mylić, albo, że ktoś może uważać inaczej. Uważam ich za takich współczesnych faryzeuszy: szukają Boga w Piśmie, zamiast w życiu.
Usuń