sobota, 2 kwietnia 2016

Świadectwo Roberta cz 4

    Ataki zła w postaci wielorakich złych zdarzeń w jednym czasie nie ustawały. Czasami były dla mnie bardzo powalające. Podczas właśnie ostatniego takiego zmasowanego ataku, kiedy myślałem już, że zło zwycięży, że mnie pokona, postanowiłem w akcie ostatniej nadziei zwrócić się do Boga o pomoc. Najpierw przedstawiłem swoją prośbę o pomoc, potem złożyłem deklarację wiary, że chcę należeć do Boga, być po stronie Światłości i nic tego nie jest w stanie zmienić, a następnie odmówiłem z głębi serca modlitwę „Ojcze nasz”. Ponieważ czułem, że to jest jakby niewystarczające, więc zaraz powtórzyłem całą procedurę jeszcze raz. Nie upłynęło kilkanaście sekund, gdy duchowo poznałem, że w miejscu, gdzie — według wierzeń dalekowschodnich — mieści się siedlisko energii życiowej Ki (kilka centymetrów poniżej pępka), został mi umieszczony mały lampion ze światełkiem. Nie czułem przy tym jakiś szczególnych rzeczy, poza tym przekonaniem, że prośba ma została przyjęta. Rzeczywiście, w ciągu kilku dni wszelkie złe sprawy w moim życiu ustąpiły i już więcej tych zmasowanych i jawnych ataków zła nie miałem. Od tamtej pory minęło cztery lata, a ja, choć czasem potykam się w drodze do Boga, to jednak cały czas rozwijam swoją duchowość i „wiarę” wiedząc, że otrzymałem od Boga więcej, niż na to zasłużyłem.

     Jeżeli chodzi o to światełko, z początku myślałem, że ma to być dla mnie taki papierek lakmusowy, który będzie wskazywał poziom mojego rozwoju duchowego. Wyobrażałem sobie, że to małe światełko będzie w miarę moich duchowych postępów jaśniało coraz bardziej, że zacznie rozświetlać mnie od środka, a potem wyleje się na zewnątrz i cały będę emanował takim pozytywnym, niewidzialnym, boskim światłem. Niestety następnego dnia światełko zaczęło zanikać, by w kolejnym dniu zniknąć zupełnie. Zacząłem więc interpretować sobie, że był to może rodzaj zesłania Ducha Świętego. W tej chwili myślę jednak, że był to chyba po prostu znak, taki stempel potwierdzający przyjęcie mojej prośby. Zresztą nie wnikam w to. Liczy się dla mnie tylko to, że odzyskałem swoje życie i Boga.

     W ten sposób w ciągu kilku miesięcy odzyskałem łaskę Boga i chociaż nie odczuwałem już takiej bliskości z Nim jak przedtem ani nie odczuwałem tej Mocy, jaka temu towarzyszyła, to jednak okazał mi wielką łaskę, spełniając prawie wszystkie moje prośby w kolejnych miesiącach, często wręcz natychmiastowo. Szczególnie chętnie spełniał moje prośby odnoszące się do mojego rozwoju i zmiany życia. Pomimo tego wszystkiego nadal niezbyt mocno wierzyłem w istnienie Boga, zresztą i dzisiaj nic się nie zmieniło. Zawsze miałem problemy z odczuwaniem wiary. Nie odczuwam wiary jako takiej, a to, że wiem, że Bóg istnieje, wynika tylko z doświadczenia. Zawsze więc rozbraja mnie pytanie „Czy wierzy pan w Boga?”, bo wierzyć można w coś, czego się nie widziało, ale jest się przekonanym, że to coś istnieje. Ja natomiast nie wierzę w to, tylko WIEM z doświadczenia. W ten piękny sposób człowiek „szkiełka i oka”, jakim przez większość swego życia byłem, poznał Boga przez doświadczenie. Czyż to nie piękne? Nie. Choć to może zabrzmi dziwnie, pomimo tej pewności, bardzo zazdroszczę ludziom, którzy wierzą w Boga poprzez wiarę. Uważam to za rzecz duchowo bardzo cenną. Chciałbym mieć taką wiarę. Taki może paradoks...

 < Wstecz    1...4/5    Dalej >






Polecane artykuły:


4 komentarze:

  1. Tu pierwszy komentarz odnosnie teg posta. Bardzo ciekawe. Szczegolnie cenie szczerosc. Moja pierwsza uwaga, skoro Panie Robercie jest Pan czlowiekiem rozumu, to pierwszy uwaga w tym temacie.
    Mowi Pan ze to nie wiara w Boga, tylko wrecz doswiadczenie Boga. Prosze mi wybaczyc, ale chyba nikt nawet nie twierdzi ze widzial Boga, czy ze Bog jest fizycznie gdzies obecny.
    A Pana doswiadczenie uwazam jest bezsprzecznie faktyczne, ale jego zrodlo jest niejasne. Pan przypisuje to Bogu, a dla mnie jest to oczywiste ze takie czy podobne doswiadczenie czlowiek ma kiedy np sie odprezy, kiedy gdzies oderwie sie, przychodzi takie rozluznienie (np jak jestem na masazu, albo na lezaku na Karaibach)
    Jak na czlowieka rozumu, i w szczegolnosci rozleglej wiedzy, bardzo uwazam pochopnie Pan szafuje mocnymi slowami, jak doswiadczenie Boga.
    Mam duży szacunek do Pana osoby i wiedzy, ale tu wyraznie widze jakies dziwne "dewiacje" z tego wysokiego poziomu.
    Juz przy Pana ksiazce zauwazylem ze zupelnie nagle od pelnego rozsadku i madrosci, przeskakuje Pan w calosci na cos zupelnie nieracjonalnego i przeciwnego rozsadkowi, bez jakiegokolwiek przejscia od jednego do drugiego.
    Poza tym chetnie czytam co Pan pisze, interesujace.
    Art

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. To (pozorne) rozdwojenie jaźni wynika z tego, iż Świadectwo jest tylko pewnym, ograniczonym wycinkiem Prawdy. Jeżeli piszę o Bogu, to piszę na podstawie swoich doświadczeń, które niekoniecznie znalazły swoje miejsce w tym Świadectwie. W przeciwnym wypadku Świadectwo musiałoby być ze trzy razy dłuższe.

      Jako człowiek szkiełka i oka daleki jestem od metafizycznych wyjaśnień, ale skoro rozum wszystkie inne wyjaśnienia odrzucił, jako niewiarygodne, to pozostaje mi zgodzić się na to, że Bóg istnieje, tym bardziej że korzystam z Jego łaski, choćby np. spełnia moje prośby i to czasami wręcz natychmiastowo. Trudno to wszystko, co doświadczam przypisać przypadkowi czy innemu wytłumaczeniu.

      Wiem, że póki samemu nie doświadczy się Boga, to trudno w Niego uwierzyć (sam zresztą taki byłem), i szuka się innych wyjaśnień, ale kiedy powiąże się fakty ze swojego życia to można dostrzec tę dziwną zależność, że coś dzieje się wtedy, kiedy powinno. Tak bynajmniej jest w moim życiu. Trudno mi o tych wszystkich wydarzeniach pisać, ale być może pojawi się na tym blogu taki post, jak wygląda bliskość z Bogiem, patrząc od strony takiego człowieka jak ja. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Chetnie poczytam o tym wiecej, z szczerymi opisami.
    Jesli chodzi o metafizyke to wlasnie dla tego ze bazuje i polegam na rozumie i rzetelnej wiedzy, to własnie nauka m.in fizyka, kosmologia pokazuja mi droge. To wlasnie ludzie nauki byli filozofami (philosophia naturalis - fizyka, matematyka i filozofia to bylo jedno, bardzo owocny kierunek, ktory jak dla mnie pokazuje cos znaczenie wiecej niz koncepcja Boga). Zatem to jest wlasciwy kierunek.
    Poza tym sama koncepcja religii i wiary jaka znamy to zaledwie kilka tysiecy lat, dokladnie ten sam czas kiedy pojawil sie problem władzy, polityki, i rzadzenia innymi (rzad dusz). Polecam np Ewolucja Boga - Robert Wright.
    To nie jest kwestia szukania innych wyjasnien, dla mnie to kwestia szukania prawdziwych wyjasnien.
    Ale wlasnie te dobre wydarzenia w Pana życiu, to jest bardzo ciekawe. Bo jak rozumiem to własnie wiara, czy Bog faktycznie pomaga w Pana życiu, tak jak np by ktos pomagał, a to zarabiste. Fajnie jest miec kogos kto pomaga, jesli faktycznie pomaga, a nie tylko wmawia to sobie. Choc wmawianie sobie tez moze byc ok jesli pomaga, tylko dla mnie wazne zeby rozdzielic to, i nie mieszac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako człowiek szkiełka i oka lubię słowo pisane, jednak moje przekonanie o Bogu opieram na doświadczeniu. Są w moim życiu takie przypadki (zewnętrzne), które w żaden sposób nie zależą od mojego wmawiania sobie czegokolwiek. W takich właśnie chwilach można rozpoznać rękę Boga. Komentarze to nie jest właściwe miejsce, aby szerzej o tym pisać, ale postaram się gdzieś za miesiąc pewnie, przygotować artyukuł na ten temat, więc z góry zapraszam. Znajdzie się on w zakładce "Świadectwa wiary".

    OdpowiedzUsuń

Reklama

Wspomóż mnie lub zostań moim patronem już od 5 zł - sprawdź szczegóły