Zaczęło
się od tego, że nosząc przy sobie nóż, spodziewany atak ze
strony „złych” ludzi nie następował. W końcu uznałem
irracjonalność takiego zachowania. Przecież na co dzień ludzie
nie atakują się nawzajem w biały dzień. Co innego wieczorem jak
są napici. Czasem ktoś może nas zaczepić. Drugim czynnikiem, po
tych kilku latach zła w moim życiu, było zmęczenie tym wszystkim.
Był to najwyższy czas, aby w końcu zrobić coś ze swoim życiem.
Po apogeum tego okresu zacząłem zastanawiać się, co mogę zrobić,
aby poprawić swoje życie. Szybko okazało się, że w dużej mierze
także i siebie muszę zmienić. Na moje szczęście fascynacja
wiedzą ciągle trwała i poszerzała się o kolejne tematy i działy
nauki. Często też w ciężkich chwilach, zamiast upić się jak
„każdy normalny człowiek” rzucałem się w odmęty nowej,
trudnej wiedzy, jak chociażby teoria względności, czy
chromodynamika kwantowa, aby tylko nie myśleć o tym złu, które
doświadczałem. Bez problemu więc znalazłem sposoby i metody na
realizację swoich celów. W tym czasie nie myślałem jednak o Bogu.
Zależało mi przede wszystkim na poprawie swojego życia. Zauważyłem
jednak, że te „ataki zła” nie tylko, że nie zmniejszyły się,
ale wręcz nasiliły. Szatan czuł, że wymykam mu się z rąk. Z
uwagi na moje poprzednie doświadczenia, było to dla mnie bardzo
niepokojące.
Pierwsze
myśli o Bogu pojawiły się jakieś pięć, sześć miesięcy od
rozpoczęcia naprawy swojego życia. Przeciwnie jednak niż można by
tego oczekiwać, nie spotkaliśmy się. Rozważając bowiem swój
rozwój osobisty i duchowy oraz wyznaczając nowe cele na najbliższy
czas, zastanawiałem się także nad swoją religijnością, gdyż
nauki przekazywane w Piśmie Świętym na temat tego, jak żyć są
korzystne dla człowieka, choćby i niewierzącego. Nie gardziłem
więc tą wiedzą zebraną przez poprzednie pokolenia, chociażby w
moich ulubionych Mądrościach Syracha. Jeżeli chodzi o samego Boga,
uznałem, że jestem duchowo tak brudny, że nie śmiem nawet w
myślach zwracać się do Niego. Tak sobie umyśliłem, że na razie
będę pracować nad swoim rozwojem osobistym i poprawą swojego
życia, a jak wystarczająco oczyszczę się z tego brudu, to może
Bóg sam zauważy mój blask pośród szlamu tego świata i pociągnie
mnie ku sobie.
Rzeczywiście,
po jakimś dłuższym czasie znalazłem w sobie światło, aby
odmawiać wieczorem „Ojcze nasz”, potem zacząłem odmawiać
także i rano, aż w końcu zacząłem zwracać się w modlitwach do
Pana Boga, prosząc o pomoc, po pierwsze, aby pomógł mi w moich
dalszych zamierzeniach zmiany życia, a po drugie, aby chronił mnie
przed złem, bo nadal wszystko się jeszcze mogło wydarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz