Naszego Czytelnika zastanawia jeszcze, co stanie się z notorycznymi grzesznikami, takimi co to żałują za popełniony grzech, a mimo wszystko znowu go popełniają. Taka to niestety jest nasza ludzka, grzeszna natura, że wciąż musimy się z nią zmagać. Nawet święty Paweł pisał: „albowiem nie czynię tego dobra, które chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę...”
Czy można grzeszyć wciąż tym samym?
Zdroje bożego miłosierdzia są niezmierzone, zwłaszcza jeśli jesteśmy z Bogiem w bliskości, kochamy Go i staramy się, jak możemy. Mimowolne lub niezamierzone grzechy nie są w stanie wtrącić nas do piekła. Boże miłosierdzie jest większe. Gorzej mają ci, którzy grzeszą świadomie, wiedząc, że źle postępują, ale i dla nich droga do Boga nie jest zamknięta. Muszą tylko chcieć zmienić się i wrócić do Boga.
Pamiętajmy także o tym, że miłosierdzie, odpuszczanie win swoim krzywdzicielom, to jeden z największych fundamentów wiary chrześcijańskiej. Jeśli oczekujemy od Pana Boga łaski lub miłosierdzia, sami musimy tacy być wobec naszych krzywdzicieli. To niestety częsty problem u katolików: oczekują od Boga łaski, spełnienia prośby, pomocy, uzdrowienia, nie mając w ogóle świadomości, że łaska boża jest dla nich wstrzymana, bo w swym sercu trzymają poczucie krzywdy, zadrę, pretensję do kogoś, żal, nie są w stanie komuś wybaczyć. Tego się nie przeskoczy. Pan Bóg jest bardzo czuły na tym punkcie.
Nie tylko skutek jest dla Pana Boga ważny. Równie ważne jest nasze staranie, dążenie do doskonałości, zaangażowanie, bo starać się będzie tylko ten, komu zależy. Ci, którym nie zależy, nie będą się starać, a to już dużo mówi o człowieku i szczerości jego uczuć. Pan Bóg zwraca na to uwagę.
Czy będziemy smażyć się w piekielnych kotłach?
Nauka o piekle mówi, że za swoje grzeszne życie będziemy smażyć się w piekle w niekończącym się cierpieniu i bólu. Typowy, bardzo powszechny obraz mąk piekielnych to dusze zgromadzone w kotłach gotujące się na wolnym ogniu i dźganych widłami przez diabły. Drugi obraz, jaki się pojawia to morze ognia, w którym swoje męki przechodzą grzeszne dusze.
Czytelnik słusznie zauważa, że dusze są bytami duchowymi i w związku z tym trudno byłoby je smażyć na ogniu czy dźgać widłami. Wystarczy poczytać przekazy z nieba, choćby u świętej Faustyny, aby wiedzieć, że te męki będą czysto duchowe.
Jak czytamy u św. Faustyny, największym cierpieniem i udręką będzie świadomość utraty Boga, przebywanie z dala od Niego. Ile jednak osób za życia zmartwiłoby się tym? W życiu doczesnym nasza dusza jest mocno ograniczona przez naszą cielesność, psychikę, świadomość czy przyziemne przyjemności. Zwykły człowiek za życia (zazwyczaj) nie jest z Panem Bogiem w takiej bliskości, aby znać z doświadczenia to wspaniałe uczucie bliskości z Bogiem, choć jest to możliwe na gruncie żywej wiary chrześcijańskiej. Nie rozumie cierpienia płynącego z wiecznej rozłąki z Bogiem. Trudno w takich warunkach „przekonać” go do niegrzeszenia. Stąd pojawił się język, a za nim obrazy, zrozumiałe dla prostego człowieka: smażenie dusz na ogniu, przypalanie, morze siarki, dźganie widłami i różne inne tortury cielesne, bo to przemawia do wyobraźni prostego (niezaangażowanego w bliskość z Bogiem) człowieka.
W podobnym tonie mamy podane obrazy z różnych wizji piekła, obrazy bardzo straszne, pełne bólu i cierpienia. Wszystko bardzo przerażające i wszystko po to, aby przemówić do wyobraźni prostego, ograniczonego rozumu człowieka.
Nie ulega wątpliwości, że piekło to bardzo niefajne miejsce, do tego stopnia, że nawet diabły nie chcą tam przebywać. Kiedy podczas egzorcyzmu wyrzuca się je z człowieka i mówi się im „wracajcie do piekła”, one litościwie błagają: „Nie! Tylko nie do piekła! Tam jest strasznie!”. Jeśli same diabły (demony) tak mówią, to o czymś to świadczy. Różnica jest tylko w rodzaju mąk. Te, które faktycznie będą – jak czytamy u świętej Faustyny – są niezrozumiałe, nie do właściwego pojęcia dla zwykłego człowieka, dlatego pojawiły się obrazy zastępcze, bliższe ciała, aby człowiek rozumiał, że lepiej dla niego, aby do piekła nie trafił.
Często takie przerażające wizje piekła są wystarczające do tego, aby człowiek (ze strachu) nie grzeszył. Często też są one motorem do zaangażowania i podjęcia zmian w swoim życiu, jak było to w przypadku, chociażby przyszłego świętego Jana Bożego.
Po jednym z płomiennych kazań księdza w kościele na temat grzechu i piekła, tak się przejął, że wybiegł z kościoła roztrzęsiony, krzycząc, że jest wielkim grzesznikiem i będzie smażył się w piekle. Tak nie mógł się uspokoić, że ludzie uznali, że zwariował i zawlekli go do wariatkowa. Prawie trzy lata przekonywał lekarzy, że nie jest wariatem. Kiedy go w końcu wypuścili, zmienił swoje życie i się zaangażował. Jako że przez te trzy lata doświadczył wiele złego ze strony lekarzy, postanowił pomagać osobom chorym. W końcu został ogłoszonym przez Kościół świętym za swoje późniejsze święte życie i zaangażowanie na rzecz osób potrzebujących.
Polecane artykuły:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz