Zapraszamy na kolejny cykl artykułów będący odpowiedzią na wątpliwości Czytelnika przesłane nam ostatnio w dość obszernym liście. Poniżej prezentujemy główne wątki-zapytania zawarte w tym liście:
1. Po co ma być sąd szczegółowy skoro na koniec świata ma być sąd ostateczny nad każdym człowiekiem? Więc tam chyba każdy też będzie osądzony według uczynków? Czy zatem dusza od razu trafia do nieba albo piekła czy najpierw jest tak że czeka na ponowne przyjście Jezusa który wtedy dopiero osądzi każdego człowieka? Według kościoła sąd szczegółowy ma być bo Jezus powiedział do łotra który z nim był ukrzyżowany razem że jeszcze dziś będzie z nim w raju. Stąd przypuszcza się że zmarli mogą od razu trafić do nieba lub piekła. Tak samo jak może być człowiek dwa razy sądzony na sądzie szczegółowym i ostatecznym?
2. Czytałem o sądzie szczegółowym to tak pan Bóg ma tam zapisane w księdze życia kto jest zbawiony ale jak ktoś zgrzeszy grzechem ciężkim będzie wymazany? Ale przykładowo pójdzie do spowiedzi i znowu będzie w tej księdze żywota ale załóżmy że znowu popełni ten sam grzech będzie wymazany i tak może być bezustannie?
3. Kiedyś czytałem że na sądzie ostatecznym potępieni będą wyrzuceni wraz z szatanem do morza ognia i tam będą unicestwieni jednak kościół to podważa gdyż Jezus nauczał w ewangelii że będzie to wieczna kara.
4. Czy w ogóle istnieje czyściec bo według Biblii takiego miejsca nie było? Księża podpinają się tylko jakimś fragmentem z księgi Machabejskiej.
5. Na piekło człowiek sam się skazuje i to nie Bóg tylko my sami to wybieramy. Ale czemu niby piekło ma być miejscem katowania ludzi albo wiecznej udręki gdzie to przypomina sceny jak z horroru? Czy to ma sens jakieś maltretowanie tych potępionych tam w różny okrutny sposób? Czy jednak to dlatego że szatan nienawidzi człowieka bo wiadomo że lucyfer zbuntował się bo nie chciał służyć ludziom.
6. Jak widzę te objawienia wizje [na temat piekła - RT] to tak jakby tam każdy miał być w otoczeniu demonów albo wiecznej ciemności lub smrodzie i czuć bardziej niż zwykły człowiek zmysłami. Tylko jak dusze można dźgać albo ciąć lub kroić tak jak widzę to w tych wizjach niektórych skoro dusza jest przezroczysta wszystko przez nią przenika do tego może być niewidzialna?
7. To dlaczego księża tutaj którzy mają na sumieniu pedofilie czy homoseksualizm nie boją się piekła i wiecznej kary i tego potępienia tylko udzielają komunii św bądź nawet spowiadają ludzi i mają czyste sumienie?
8. Kiedyś trafiłem na apokryf który był apokalipsą św Piotra był tam opis także mąk piekielnych jaki Jezus objawił uczniom przed tym jak wstąpił do nieba. Jednak to tylko apokryf nie księga która jest w kanonie pisma św.
Piekło i niebo w żywej wierze chrześcijańskiej
Szukając odpowiedzi na nurtujące pytania, Czytelnik stwierdził z konstatacją, że na naszym blogu żaden z artykułów nie podejmuje interesującej go tematyki. To naturalny stan rzeczy. Nasz blog podejmuje tematykę żywej wiary chrześcijańskiej, a dla niej problem piekła, nieba i sądu ostatecznego nie istnieje.
Żywą wiarę chrześcijańską determinuje bliskość z Panem Bogiem i miłość, która z tego tworzy między nami a Bogiem żywą relację. W tym ujęciu unikamy zła i nie grzeszymy z miłości do Boga, aby nie sprawić Mu przykrości i Go nie zawieść. Cokolwiek dobrego czynimy, robimy to z miłości i dla miłości, nie dla nagrody w postaci życia wiecznego. To tylko martwa (nierozwinięta) wiara potrzebuje zachęty typu „Jak będziesz grzeszył, spotka cię kara i pójdziesz do piekła” lub „Jak będziesz spełniał dobre uczynki, otrzymasz nagrodę i pójdziesz do nieba”.
W żywej wierze nie ma takiego myślenia. Dla mnie piekło, niebo czy nawet życie wieczne może w ogóle nie istnieć. To bowiem nie determinuje mojej wiary i postępowania w życiu. Wszystko płynie z głębi serca jako odruch miłości. Wszelkie moje „dobre uczynki” to tak naprawdę odruch serca. Nie jest to kalkulacja typu „Jak nie będę spełniał dobrych uczynków, to pójdę do piekła” lub „Za dobre uczynki trafię do nieba”.
A co ze strachem przed piekłem, bo w końcu każdemu zdarzają się jakieś upadki? To prawda. Ja też czasem upadam i zrobię coś niewłaściwego, ale bliskość z Panem Bogiem sprawia, że w tym ogniu miłości te upadki szybko są wybaczane. To tak, jakby do rozgrzanego dużego pieca wrzucić garść słomy. Ona tylko buchnie w tym ogniu i już jej nie ma. Ogień ją pochłonął.
Bóg jest bogiem miłosiernym i nie szuka okazji, aby nas pognębić czy wrzucić do piekła, ale rozumie naszą słabość i będąc z nami w bliskości, szybko o naszych potknięciach zapomina. Jeśli są to grzechy mimowolne, nie są one w stanie zakłócić tej bliskiej relacji z Bogiem. Co innego, jeśli dopuszczamy się grzechu w pełni świadomi, z własnej woli, wtedy Pan Bóg czuje się urażony i odsuwa się od nas zniesmaczony, choćby ten grzech był niewielki, małej wagi. Tak przecież mówi Pan Bóg: „Jestem po trzykroć święty i brzydzę się nawet najmniejszym grzechem...”
Czy występuje we mnie strach przed piekłem? Nie. Miłość bowiem usuwa lęk. Będąc w bliskości z Panem Bogiem, nie boję się wtrącenia do piekła, bo nawet jak zrobię coś niewłaściwego, jest to tylko drobne zakłócenie bliskości z Bogiem i miłość zaraz rozpłomienia się na nowo, nawet większym ogniem, bo staram się to zło wynagrodzić Panu Bogu, jeszcze bardziej się angażując i bardziej przywierając do Niego, co jest czymś bardzo rozwijającym i uświęcającym.
A co zatem z niebem i życiem wiecznym? Miło chyba mieć świadomość, że za nasze starania czeka nas nagroda? Znowu wracamy do pojęć wiary nierozwiniętej. W żywej wierze chrześcijańskiej nie potrzebujemy takiej nadziei, zachęty ani nagrody z tej prostej przyczyny, że bliskość z Panem Bogiem jest tak wspaniała, że to już nam wystarcza za wszelką nagrodę, a łaski, jakie otrzymujemy od Boga, są tak obfite, że choćbyśmy się całe życie bardzo starali, nie będziemy w stanie Panu Bogu za nie się odwdzięczyć. Nie ma tu miejsca na myślenie o niebie jako nagrodzie, bo już otrzymaliśmy więcej, niż będziemy w stanie się za to odpłacić. To zmusza naszą miłość do spalania się w ogniu miłości Boga, bo nic lepszego nie mamy. Możemy oddać tylko siebie: swoją miłość, zaangażowanie, swój czas, siły itp. To prowadzi w przyszłości do duchowych zaręczyn z Chrystusem, a potem do świętości.
W żywej wierze chrześcijańskiej nie tracimy czasu na dociekania na temat piekła, nieba i życia wiecznego, bo bliskość z Panem Bogiem jest zbyt wspaniała, aby marnotrawić w ten sposób swoje życie. Zajmuje nas budowanie bliskości z Bogiem i praca na rzecz tej bliskości, praca nad sobą, praca na rzecz innych, na rzecz swojej lokalnej społeczności itp.
Pogłębiając duchowość i rozwijając swoją wiarę, doświadczamy kolejnych odsłon miłości chrześcijańskiej, która nie tylko daje innym coś od nas, ale także daje możliwość poznania natury samego Boga, co z kolei zapala nas do czynienia jeszcze większych dzieł, bo teraz więcej rozumiemy. Kto zrozumie dobrze Boga mówiącego, że pali Go pragnienie dawania, jak nie ten, kto sam doświadcza takiego ognia? W ten sposób rozwijamy się, czerpiąc z łaskawości Boga jeszcze więcej łask.
Kończąc ten dość obszerny wstęp, wróćmy do zapytań nurtujących Czytelnika. W dalszej części cyklu spróbujemy po kolei na nie odpowiedzieć. Zanim to jednak nastąpi, zaznaczam, że nie jestem teologiem, a moje wiedza teologiczna nie jest wystarczająca do tego, aby wierzyć mi bezgranicznie. Moje wypowiedzi bardziej należy traktować jako inspirację do przemyśleń i poszukiwań prawdy.
Nasz cykl składa się z następujących części-artykułów:
- Rozmowa z duszami zmarłych jako podstęp szatana
- Wiarygodność Biblii a wiara w Boga
- O niezwykłych cechach miłości chrześcijańskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz