Rozwijanie świadomej
wiary, a zwłaszcza zbliżanie się do Pana Boga niesie ze sobą
zjawiska niewidoczne lub niewystępujące u zwykłych wiernych
zwanych bożymi owieczkami. Najlepiej i najpełniej widać to w
drodze osób, których Pan Bóg pociągnął osobiście ku Sobie.
Jest ona odmienna od zwykłej praktyki religijnej, a jej celem jest
ustawiczne duchowe rozwijanie i doskonalenie takiego człowieka.
Patrząc bowiem na zwykłego wiernego, – z duchowego punktu
widzenia – jest on jak duchowe niemowlę, które nie posiada
jeszcze samoświadomości ani czegokolwiek innego, co powinien
posiadać jako świadomy chrześcijanin, stąd też pewnie określany
jest mianem „bożej owieczki”, co też dla mnie jest określeniem
nieco pogardliwym, ale jak najbardziej uzasadnionym.
Rozwój duchowy
Większość ludzi,
zwłaszcza (niestety) katolików, jest przecież religijnymi
analfabetami i duchowymi prostakami – jak ja to określam. Nie
tylko nie dbają o swój rozwój duchowy, ale nawet nie posiadają
wystarczającej wiedzy na temat swojej wiary i tego, jacy powinni
być. Całą swoją wiarę sprowadzają do historii biblijnej
poznanej na lekcjach religii oraz do dziesięciorga przykazań,
uważając, że to wszystko, co muszą wiedzieć – sam zresztą
taki byłem... Taki jest po prostu standard w naszym zabieganym i
omamionym świecie.
Nie trudno teraz
wyobrazić sobie, co dzieje się z taką owieczką, gdy nagle Pan Bóg
pociąga ją ku Sobie i zaczyna kształtować. Bez odpowiedniej
wiedzy lub bez kierownika duchowego nic dziwnego, że grzęźnie na
tej drodze, posuwając się mozolnie do przodu lub rezygnuje, nie
wykorzystując tej wielkiej szansy, jaką otrzymała. Najtrudniej
jest na samym początku, ponieważ to, co się wydarza, jest dla niej
czymś zupełnie innym od tego, do czego była przyzwyczajona. Nie
będzie z mojej strony przesadą, jeżeli powiem, że świat żywej
wiary w porównaniu ze światem zwykłej (martwej) wiary jest tak
odmienny, jak niebo i ziemia... Nie jest to jednak temat tej
rozprawy, aby szerzej o tym pisać...
Etapy w duchowości chrześcijańskiej
Przechodząc powoli do
meritum, należy powiedzieć, że droga chrześcijańskiej
duchowości, zwłaszcza ta przygotowana osobiście przez Pana Boga
podzielona jest wyraźnie na etapy – coś w rodzaju szkoły, gdzie
dziecko zdobywając wiedzę, zdaje z klasy do klasy. Póki człowiek
nie zaliczy danego etapu, nie przejdzie do następnego, a tym samym
nie uzyska kolejnych łask. Jest to specyfika bliskości z Panem
Bogiem: rozwijając się duchowo, przechodząc z etapu na etap,
często w wielkim trudzie i cierpieniu, potem – niejako w nagrodę
– otrzymujemy jakąś łaskę, która jest rekompensatą tak dużą,
że niczego nie żałujemy – w zasadzie żałujemy tylko tego, że
tak długo się ociągaliśmy i tak mało się angażowali, że przy
odrobinie chęci, mogliśmy to osiągnąć znacznie szybciej.
Rozwijając swoją wiarę
i duchowość, poznajemy kolejne tajniki wiary, które co prawda od
dawna są nam znane, jednak teraz – ożywione – mają zupełnie
inny wymiar. Jako że jest to okres kształcenia, Pan Bóg od czasu
do czasu (zwłaszcza na początku) robi nam sprawdzian z wiary, na
którym w praktyce musimy tę swoją wiarę pokazać.
Próba wiary
Najciekawszym
sprawdzianem jest pierwszy sprawdzian dla osób, które Pan Bóg
pociągnął ku Sobie i jest on rodzajem egzaminu wstępnego,
ponieważ odbywa się zaraz na samym początku – ci, którzy go nie
zdadzą, zazwyczaj oddalają się od Pana Boga na wiele lat, a bywa i
tak, że do końca swoich dni pałają do Pana Boga nienawiścią lub
niechęcią.
Pierwszy etap w drodze wyznaczonej przez Pana Boga dla osób, które pociągnął ku Sobie,
charakteryzuje się niezwykłą życzliwością Pana Boga: spełnia
On wszystkie prośby takiego człowieka oprócz oczywiście próśb
niewłaściwych typu „Daj mi wygrać w totolotka”. Człowiek w
końcu czuje swoją wiarę, czuje tę wielką wartość, jaką jest
wiara i bliskość z Panem Bogiem. Tak powinno być: skoro Pan Bóg
jest bogiem żywym i prawdziwym, to powinien brać aktywny udział w
naszym życiu i spełniać nasze prośby.
Kiedy człowiek
rozsmakuje się już w Bogu, przyzwyczai do tego, że Pan Bóg jest
na każde jego skinienie, nagle któregoś dnia wszystko się kończy,
jakby ktoś wziął szablę i uciął tę intymną nić porozumienia.
Tak jak przedtem Pan Bóg nie skąpił nam swej łaski, tak teraz
milczy, jak zaklęty – w żaden sposób nie daje znaku życia, nie
mówiąc już o spełnieniu jakiejś najdrobniejszej nawet prośby.
To dla bożej (wciąż jeszcze) owieczki wielki szok i osłupienie:
czy zrobiłem coś złego? Czy Pan Bóg już mnie nie lubi? Co się
stało? O co tu chodzi? W następnych dniach, tygodniach próbuje
nawiązać łączność z Panem Bogiem, lecz wszystko nadaremno –
Pan Bóg jak milczał, tak milczy wciąż dalej, zero kontaktu.
Człowiekowi brakuje tej bliskości z Panem Bogiem, no i przede
wszystkim wsparcia i spełniania jego próśb. Nie zdaje sobie
jeszcze sprawy z tego, że Pan Bóg w tych jego zachwytach i
deklaracjach wiary powiedział pierwsze „Sprawdzam – pokaż swoją
wiarę”.
Część 1 1/2 Część 2 >
Co za bzdury. Nie ma próśb niewłaściwych. Bóg daje nawet szatanowi. Poczytaj księgę Hioba i zobacz co szatan dostał. A wygranie w totolotka to jedna z najlepszych rzeczy jakie człowiek pobożny może zrobić i wyjątkowo skutecznie zbliża do Boga. Kto jest blisko Boga, ten się staje bogaty - stąd się wzięło to słowo. A ubogi? Wszystko czego on potrzebuje jest u Boga. Im większa wygrana, tym bliżej Boga. Człowiek bez kasy nic nie może, a człowiek z milionami może czynić dobro na skalę nieosiągalną dla niewolników satanistycznego systemu pracujących za najniższą krajową. Więc wygraj w lotto i użyj tej kasy do służenia Bogu.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą nie zgadzam. Na temat bogactwa materialnego i jego nie po drodze z Bogiem czytamy wielokrotnie zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie (przysłowiowa "mamona").
Usuń