W artykule
pt. „Moje ożywianie modlitwy” prezentowałem drogę, jaką
moja praktyka modlitewna się rozwijała i poszerzała zakres
stosowanych modlitw. Jako że żywa wiara chrześcijańska jest wiarą
dynamiczną, wciąż rozwijającą się, uzależnioną od
zaangażowania, poziomu duchowości i miłości, stąd też moja
praktyka modlitewna cały czas jest w przebudowie. Wraz z osiąganiem
wyższej samoświadomości i miłości, pojawiają się kolejne
poruszenia serca skutkujące kolejną modlitwą włączoną do
codziennej praktyki.
W niniejszym
artykule, będącym niejako kontynuacją artykułu wskazanego we
wstępie, prezentuję kilka krótkich modlitw i zawołań, które
płynąc z naszej miłości, stają się dla nas źródłem
zdobywania bożych łask.
1.
Modlitwa wynagradzająca
Pierwszym
rozwinięciem mojej praktyki modlitewnej po tym okresie opisanym we
wspomnianym wyżej artykule była modlitwa wynagradzająca jako
odpowiedź serca na bliskość z Panem Bogiem.
Kiedy już
zacząłem codziennie odmawiać modlitwę uwielbienia, która
w całości poświęcona jest dla Pana Boga – my niczego nie chcemy
w zamian – moja uwaga zaczęła dostrzegać nie tylko siebie, swoje
problemy, ale także smutki Pana Boga spowodowane, chociażby
niewdzięcznością ludzi lub ich obojętnością wobec Niego. Na
myśl o tym moje serce zasmuca się i chcąc pocieszyć Pana Boga
woła: „Nie smuć się – ja Ciebie kocham!”. Na tym właśnie
polega modlitwa wynagradzająca, na wynagradzaniu Panu Bogu swoją
miłością krzywd wyrządzonych przez innych ludzi.
Aby lepiej
zrozumieć ideę modlitwy wynagradzającej i łask, jakie z tego
płyną, wyobraźmy sobie mamę, która ma dwójkę dzieci: jedno
dobre, czułe i kochające, a drugie niedobre, nieposłuszne i ciągle
sprawiające przykrość mamie. Kiedy niedobre dziecko znowu źle się
zachowało i sprawiło mamie przykrość, tak że aż łzy pojawiły
się w jej oczach, widząc to wszystko dobre dziecko, także ma łzy
w oczach, współuczestnicząc w smutku mamy, bo tak przecież działa
miłość. Co robi wtedy dobre dziecko? Podchodzi zaraz do mamy,
przytula się i mówi: „Nie smuć się. Ja ciebie kocham”. Tym
samym rozbraja smutek mamy i wywołuje na jej twarzy uśmiech. Dla
którego z tych dzieci mama – jeśli będzie mogła – nieba
uchyli?
Bądźmy jak
to dobre dziecko, które nie chce tylko współuczestniczyć w smutku
mamy, ale chce jak najszybciej sprawić, aby się uśmiechnęła,
przeciwstawiając obojętność niedobrego dziecka swoją miłość i
bliskość.
W żywej
wierze chrześcijańskiej nie chodzi o to, aby klepać długie
litanie przez wiele godzin, bo jeden krótki, ale szczery odruch
serca, jak przekonamy się w kolejnym punkcie, wystarczy za
dziesiątki martwych słów.
Pierwszą
modlitwę wynagradzającą zacząłem stosować właśnie jako odruch
serca. Jest ona krótka, ale zawiera wszystko to, co jest ważne.
Należy ona do zbioru modlitw fatimskich, bo w Fatimie została nam
zaprezentowana. Oto jej treść:
O mój Boże,
wierzę w Ciebie,
uwielbiam Cię,
ufam Tobie
i kocham Cię z całego serca.
Proszę Cię o przebaczenie tym,
którzy nie wierzą,
nie uwielbiają Ciebie,
nie ufają Tobie
i którzy Cię nie kochają.
Początkowo
odmawiałem te słowa jako osobną modlitwę, jedną z wielu jakie
odmawiałem, ale zauważyłem, że stanowi ona doskonały wstęp do
modlitwy uwielbienia, dlatego też teraz obie modlitwy traktuję jako
nierozerwalny zestaw: Po modlitwie wynagradzającej zaraz odmawiam
modlitwę uwielbienia jako wzmocnienie swojego wyznania miłości i
pocieszenia.
Druga
modlitwa wynagradzająca fatimska
Dostępna
jest jeszcze druga modlitwa wynagradzająca fatimska – ją także
odmawiam codziennie, trzy razy, tak jak anioł w Fatimie, który się
nią modlił, przygotowując dzieci na spotkanie z Maryją. Oto ona:
Przenajświętsza Trójco,
Ojcze, Synu i Duchu Święty!
Z najgłębszą czcią i żalem za moje grzechy,
ofiaruję Tobie drogocenne Ciało i Krew,
Duszę i Bóstwo naszego Zbawiciela,
obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza
na całej kuli ziemskiej,
jako zadośćuczynienie za grzechy,
przez które On sam jest znieważany.
Na mocy nieskończonych zasług
Jego Najświętszego Serca
i przez wstawiennictwo
Niepokalanego Serca Maryi,
proszę Cię o nawrócenie
nieszczęśliwych grzeszników
(w tym mnie...).
Ostatni wers
modlitwy, ujęty w nawiasie, stanowi mój dodatek, który
wprowadziłem na swój użytek. W takiej formie ja odmawiam tę
modlitwę, wcale nie uważając się za lepszego od innych, mniej
rozwiniętych duchowo osób (pamiętacie przypowieść o arcykapłanie
i grzeszniku, którzy obok siebie stali i modlili się do Boga?).
Odmawiając
codziennie obie modlitwy, dla chrześcijanina nie jest to wiele. Nie
odczuwa bowiem tego jako obowiązek tylko jako potrzebę serca. Będąc
z kimś w bliskości, nie chcemy przecież, aby osoba, którą
kochamy, smuciła się. Zrobimy wszystko, aby się rozchmurzyła...
2.
Ufność Bogu równie ważna co miłość
W poprzednim
punkcie twierdziliśmy, że od długiej litanii ważniejsza jest
szczerość i czystość serca. Jedno krótkie wyznanie serca, ale
szczere, więcej dla Pana Boga znaczy niż długie godziny spędzone
na martwej, beznamiętnej lub bezmyślnej modlitwie. Takie pouczenie
otrzymaliśmy bezpośrednio od Pana Jezusa, choćby za pośrednictwem
świętej Faustyny, ale nie tylko. Zgodnie z tym pouczeniem, jedno
krótkie zawołanie typu „Jezu, ufam Tobie” wypowiedziane z pełną
ufnością i miłością niesie ze sobą większą moc (a przez to i
łaski) niż długa modlitwa. Taki też napis przecież Pan Jezus
polecił umieścić na obrazie, który za pośrednictwem św.
Faustyny miał zostać namalowany.
|
Obraz
namalowany na polecenie Pana Jezusa
|
Cóż warta
jest czyjaś miłość, jeśli ta osoba nie ufa nam. Jeśli
zastanowicie się nad tym, zrozumiecie, jakie jest to bolesne dla
osoby, która kocha bezgranicznie... Miłość bez ufności nie jest
wiele warta, a Pan Bóg nie oczekuje, abyśmy rozumieli w pełni,
dlaczego akurat wybrał dla nas taką drogę w życiu, a nie inną.
Oczekuje zaufania i ma to być ufność bezgraniczna, jak czytamy w
jednym z przekazów z Nieba: Choćby się cały świat wokół
ciebie walił, nie przestawaj mi ufać...
Przyjmując
z miłością i w pokorze wszystko to, co nas w życiu codziennym
spotyka, jako część planu bożego, bez pretensji i złorzeczenia,
oddajemy Mu tym chwałę. Wtedy słowa typu „Jezu, ufam Tobie”
sprowadzają na nas duże łaski, większe od tych uzyskanych przez
umartwianie swojego ciała.
Wychodząc
naprzeciw takiemu ujęciu żywej wiary chrześcijańskiej, możemy
włączyć do swojej praktyki kolejną modlitwę, a właściwie
kolejne wyznanie, które wypowiadamy rano, po wstaniu z łóżka:
Mój Boże!
Nie wiem, co mnie dzisiaj czeka,
Ale cokolwiek się stanie,
Ufam Tobie.
Życie
chrześcijańskie to nie jest zbiór modlitw do odmówienia, ale
właściwe umiejscowienie siebie w świecie, życiu i bliskości z
Bogiem, gdzie ważniejsze są uczucia niż martwe słowa, za którymi
nic nie idzie... Ciąg dalszy artykułu -->>
Polecane artykuły: